środa, 28 grudnia 2011

new beginning

no, jeszcze 3 dni do końca naszego najgorszego w życiu roku 2011. ale 2012 to nowy początek, czegoś pięknego. skończe swoje 17 lat, a ten rok do mojej 18 minie już wyjątkowo szybko. zamierzam chlać, ćpać, jarać, palić, uciekać z domu, nie wiem, zamierzam robić wszystko, żeby znowu się nie męczyć, nie chcę cierpieć, chcę w końcu żyć normalnie, a ten rok nie dał mi do tego możliwości. chcę, żeby było tak jak dawniej. a tak przy okazji, można kochac jednego dnia a drugiego już nie? mam takie dziwne uczucie, jeszcze 'wczoraj' kochałam osobę, za która mogłabym zabić, sama sobie coś zrobić, cokolwiek, a dzisiaj nie czuję nic, jakby nie posiadała już uczuć, może to dobry znak? oby, od dziś już tylko dobre rzeczy będa dziać się w moim życiu:D tyryryryryyr, mam okropny kaszel i katar;C a sylwester tuż, tuż! kurwa, trzeba się jakoś pozbierać : >

niedziela, 4 grudnia 2011

moment 4 life

wiesz dlaczego lubię wspominać? bo lubię powracać do cudownych chwil, które były dla mnie wyjątkowe, i pozwalały mi uwierzyć w inne rzeczy. dzięki Tobie czułam się kochana, po raz pierwszy w życiu. nigdy nie czułam czegoś takiego, co czuję do Ciebie. ja wiem,że nasza znajomość jest taka jaka jest, i może wydawać się to dziwne, ale ja naprawdę Cię kocham i nigdy nie kochałam nikogo podobnie jak Ciebie. dawałeś mi tyle szczęścia, jakiego nikt nie dawał mi przez swoje całe życie, gdzie Ty do cholery wtedy byłeś, co robiłeś, za nim Cię poznałam? dzięki Tobie uwierzyłam w siebie, we własne piękno, nikt nigdy nie sprawił tego jak Ty. nie wiem  co Ty w sobie masz takiego, ale uzależniasz, przyciągasz jak magnes. wiem,że między nami bywało różnie, nasze kłótnie, które były doprowadzone w wyniku zazdrości. to nie my zniszczyliśmy ten związek, to odległość, która nie mogła po prostu tego uszanować. a podobno miłość na odległość nie istnieje, a jednak. czasami chyba jest o wiele silniejsza niż taka normalna. chociaż każdego dnia zastanawiam się jakby było, gdybyśmy ciągle byli blisko siebie. bolało mnie to,że nie mogłam być blisko kiedy tego potrzebowałeś. codziennie obwiniam się o to,że to co się teraz z Tobą dzieje to moja wina, przecież Ty nigdy taki nie byłeś, nigdy tak nie było, przecież było wszystko w porządku, ale swego czasu, wszystko się zmieniło, i do dzisiaj nie rozumiem dlaczego. były złę chwile między nami, nie lubiłam się z Tobą kłócić, rozrywało mnie wtedy tak cholernie od środka, siedziałam na podłodze, patrzyłam sie w ścianę i po prostu powoli umierałam z bólu, który władał moim ciałem, wtedy już nie myslałam o tym jak bardzo boli, od tego czasu ból zaczął sprawiać mi przyjemność, wiedziałam, że cierpię dla Ciebie, co było dla mnie wyjątkowe, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. przestaje mi już wystarczać to cholerne gg, telefon.. chcę czegoś więcej, chcę Cię widzieć, móc dotykać, poczuć, przytulic gdy jest mi źle, chcę mieć w Tobie oparcie, chcę wiedzieć,że mogę na Ciebie zawsze liczyć, nawet gdy u Ciebie jest źle, chcę żebyś wiedział, że Ty możesz liczyć na mnie zawsze. mimo tego, że się przyjaźnimy, chcę Cię kochać i chcę być przez Ciebie kochana, chcę tęsknić za Tobą i mówić Ci jak bardzo Cię kocham, jak bardzo mi Ciebie brakuję. chciałabym,żeby było tak jak dawniej, chciałabym mieć te pieprzone 18 lat i móc robić wszystko, chciałabym uciec z Tobą gdzieś daleko, tak jak planowalismy to jeszcze do nie dawna, i mimo, że to już czwarty miesiąc gdy nie jesteśmy razem, ja nie przestałam Cię kochać ani odrobinę, wręcz przeciwnie, kocham Cię bardziej niż na początku, jesteś dla mnie najważniejszy pod każdym względem, dla Ciebie zrobiłabym wszystko, tak bardzo Cię kocham, że już nie daję sobie z tym rady, więc kończę, za nim jeszcze bardziej się rozpłaczę. kocham Cię, to sie nigdy nie zmieni, nawet gdybyś tego chciał.

czwartek, 24 listopada 2011

fight for youuuuuuu

nie chciałam udawać kogoś kim nie jestem,ale może najwyższy czas przestać być sobą? znudziło mi się takie bycie idealną, życie jest zbyt krótkie by robić to co każą Ci starzy. może pora uciec gdzieś daleko i nigdy nie wracać? jak wiele bym dała, by te 1,5 roku taaaaak szybko zleciały. za wiele zmieniło się przez ostatnie 3 tygodnie, zmieniłam swój IMAGE, i powoli dążę do celu, mój charakter też powoli się zmienia, chamuję moje chamstwo i dzięki temu od dwóch tygodni jest u mnie spokój, chociaż wiem, że długo to nie potrwa,aczkolwiek muszę to zmienić. koniec z nudną dresiarą, przyszedł czas by zmienić się w pewną siebie kobietę i mieć wyjebane na wszystko, na to co ludzie powiedzą. po prostu zacząć jakiś nowy rozdział w swoim życiu. nawet mam nowe zainteresowanie, zaczęłam interesować się modą, mam plan na przyszłość.. skończyć technikum hotelarskie, zacząć dorywkowo pracować w hotelu, iść na studnia za granicą i do collage'u aby zdać 3 levely jeżyka, iść na tłumacza, a później jakieś studia, może zajmę się psychologią? chciałabym zostać także stylistką. rany, a jeszcze pół roku temu nie wiedziałam czy chcę cokolwiek robić. no cóż, wszystko się okaże, na razie wszystko idzie w dobrym kierunku, tak jak mówiłam, cieszę się z tego, mam nadzieję, że to się trochę pociągnie. heh, moja miłości chyba mnie olała, trudno, poczekamy do świąt, a później przestanę się łudzić, i zapomnę, postaram się, będę silna. najgorsze są wieczory, gdy idziesz spać, zamykasz oczy, i widzisz jego twarz na powiekach.. heh. koniec tego blogowego użalania się nad sobą, zaczynam jakiś nowy rozdział w swoim życiu. od dzisiaj piszę tylko o tych dobrych rzeczach! ;)

środa, 23 listopada 2011

ugh

MAM OCHOTĘ ZAJEBAĆ SIĘ JAK SZMATA, W CHUJU MAM WSZYSTKO. MAM DOŚĆ TEGO ZJEBANEGO, JEBNIĘTEGO I NIESPRAWIEDLIWEGO ŻYCIA, JEDNAK CZASEM LEPIEJ BYŁOBY NIE ISTNIEĆ. CZEŚĆ.

wtorek, 15 listopada 2011

jesieeeeeeń

jesienią wszystko się zmienia, i jesień lubi wspomnienia, co nie? no.. nie ma to jak gorąca dobra czarna mocna kawa, z tabliczką czekolady i ciepłe wyrko, i zycie staje się piękniejsze, hahahaha, dobra, to był dobry żart. no to zaczynamy powtórkę z rozrywki 'depresjo,witaj ponownie, nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało". Bronia wczoraj rozkminiała moją psychikę iż piszę tutaj tylko takie smuty, a to dlatego,że piszę tutaj tylko wtedy gdy mam doła, bo wtedy nic nie robię i mam czas, jejejeje. nie poszłam dzisiaj do szkoły, bo nie dałam nawet rady wstać z łóżka, bolał mnie brzuch, i rozkurwiało mi serce, nono. lubię płakać, cierpieć i tęsknić, to taka moja monotonia, przywykłam do tego. tęsknie kurwa,tęsknię.. każdego dnia boję się,że on o mnie zapomni, że przestanie myśleć już o mnie, i zawsze zastanawiam się czy myśli o mnie tak dużo jak ja o nim, w sumie to o niczym innym nie potrafie myśleć jak o nim, żałosna jestem;O no dobra, taka natura moja. w czwartek do mamy, oh, ona mnie rozumie najlepiej, kocham ją za to, wiem,że mogę jej powiedzieć wszystko.. a za tydzień welkamujemy szpital, no i jest gitnie, mogę nawet tam zdechnąć, nie zalezy mi już na niczym i szczerze, odechciało mi się wszystkiego, nic nie jest już sprawiedliwe. oglądam ekipe z new jersey, patreze ja snooki płacze i płacze razem z nią;O łoł, mamy coś  ze sobą wspólnego, bo mi tez serce już pęka, ale no cóż, dobra, chuj, zamulam, idę spać. nst razem zrobię mały suprajs i napiszę wesoła notkę, jak bd miała zajebisty humor, o ile to bd możliwe. siemson:>

poniedziałek, 14 listopada 2011

WE FOUND LOVE IN A HOPELESS PLACE

It's like you're screaming, and no one can hear. You almost feel ashamed, that someone could be that important, that without them you feel like nothing. No one will ever understand how much it hurts, you feel hopeless like nothing can save you,and when it's over and it's gone. You almost wish that you could have all that bad stuff back, so that you could have the good.

przepraszam.

przepraszam,że jestem nie odpowiedzialna za swoje życie, że mam wyjebane na wszystko, że jestem taka zimna i bezuczuciowa, że nie potrafię zaczynać już niczego od nowa, przepraszam, że w ogóle istnieję. ja wiem,że czasem jestem taka jaka jestem, ale mnie to też nie odpowiada, nie chcę taka być, ale cóż, zmienić się nie zmienię, bo wtedy juz nie będę sobą, a kogoś innego udawać po prostu nie chcę. chociaż właściwie myślę sobie, że przyszedł czas na małe zmiany. małymi kroczkami zbliżam się do wyznaczonego celu. jeszcze dwa lata temu, chodziłam w dresach, za dużych bluzach, adidasach, i o szpilkach nie było mowy, do tego sportowa kurtka, i torba na ramie. a teraz? kozaczki z obcasem, spódniczki, szpilki, koturny, torebki, błyszczyki i cienie, gdzie to o cieniach NIGDY mowy nie było. ten czas tak szybko leci, nie wiem kiedy to wszystko się zmieniło, ale trzeba dalej coś ze sobą robić, zacząć o siebie dbać, i musze poważnie nad tym wszystkim sie jeszcze zastanaowić, nie wiem jak to będzie. a tymczasem wiele się nie zmieniło, wciąż tęsknię, wciąż płaczę, wciąż wcinam czekolade z nadzieją,że mi poprawi humor,oczywiście bezskutecznie, i wciąż o nim myślę. czyż to nie jest żałosne? ale cóż. damy radę, w zasadzie wszystko mi się wali, i on w tym momencie jest mi najbardziej potrzebny, zawsze wiedział, jak poprawić mi humor, nie wiem jak to robił,ale miał w sobie jakąś moc. hehehehehehe. to pedalskie 'hehe' nauczyłam się od niego, wiedział, że mnie to wkurzało,więc musiał to pisać,no. ale kocham go,kur*wa, jak nikogo innego, no i nie znam już innych słów, to jest zbyt trudne. ej, znowu mam depresje, fajowsko,łohohohoh. w czwartek do mamy, a za dwa tyg szpital, oołć jea. dobra, ch*j tam. będzie co będzie, życie to spontan.                     

sobota, 22 października 2011

cześć. dawno tutaj nie pisałam,heh. po prostu nie miałam czasu,może też za bardzo nie miałam siły. ostatnio z moim myśleniem jest coraz gorzej, mam przejarany mózg,jak to moja koleżanka mówi. jestem blondynką od jakiegoś czasu,dlatego też wydaję mi się,że mózg tez mam blondynki,żałosne,nie? w sumie od ostatniego razu nie wiele się zmieniło,tylko tyle,że nie nadążam nad swoim życiem. co piątek imprezujemy,nie wazne czy pizga,czy pada deszcz,czy jest za ciemno i czy jesteśmy za bardzo już porobione,ale piątki to nasza tradycja. bynajmniej mam jakieś zajęcie,nie muszę siedzieć cały dzień w domu. w tygodniu chodzę do schroniska na wolontariat,a do tego mam mnóstwo nauki,także nie mam na nic czasu,byle do sylwestra a później szybko zleci i znowu będą wakacje. nie mogę się doczekac stycznia,znowu zobaczę się z moimi dzióbkami,arrr<3 cóż mogę więcej powiedzieć? nie radze sobie. w grudniu znowu do szpitala na 3 dni,ja nie wiem jak to dalej będzie,muszę dać radę,po prostu. a nóż może się coś zmieni,a jeżeli nie.. to trudno,jakoś przeżyję,może. dobra tam,nieważne. nawet nie wiem co już pisać,mam dziury w mózgu,łoł. napiszę za miesiąc,może do tego czasu się wiele zmieni,OBY.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Chyba moje postanowienie było speczne z nastawieniem, bo serio miałam taki zamiar, ale po prostu brak czasu mi to uniemożliwił. Nie mam czasu na nic, ogarrr. 16 lipca wróciłam z nad morza i zaczęłam ogarniać wszystko do wyjazdu do matki. Było bosko, kurde, tęsknię za tymi debilami którzy nigdy nie pozwalali mi się smucić, może też dlatego,że przy nich 'smutanie' nie było możliwe, zawsze coś się działo. Nie zapomnę mojej szesnastki, która była najlepsza,bez wątpienia. Najpierw małe melo na polanie, oczywiście pierw latanie i szukanie alko, bo tam nie wszędzie chcą sprzedać, później do kfc bo jedzenie i jak wyszłam z domu o 17 wieczorem tak nie było mnie do 10 ranem dnia następnego. I jak mówiłam, najpierw małe melo na polanie, jaranie i te sprawy. Zaczęłyśmy śpiewać z Martyną, a wszyscy zaczęli robić nam doping, później prosiłyśmy Swieżaka by zaspiewał mi sto lat, haha, bosko. Przyszła reszta i udaliśmy się na bus station, gdzie siedzielismy chyba z godzine i ogarnialismy sie troche, jakos przed 24 poszlismy do lasku na metrodome, rozpalilismy ognisko i siedzielismy tak do 9 rano, ale co sie wtedy działo, to nie chce wspominać. wtf. potem codziennie z nimi, nie, serio chcę tam wracać, jak nigdy, tęsknie za tymi zajebistymi ludźmi. No i wróciłam z Anglii, a teraz 5 dzień pod rząd jakieś melo. Jeszcze 4 dni i szkoła.
Ogólnie to rozkur*ia mnie od środka. Moje serce nie daje mi normalnie funkcjonować, co chwilę za NIM tęskni i chociaż staram się mieć,że tak powiem 'wyjebane' ale nie w sensie całkowitym, to i tak mi się nie udaję, kocham go i moje życie traci bez Niego sens, definitywnie. Nie ogarniam życia, NOŁ LIFE, NOŁ OGAR, proste i logiczne, ale  nie dla mnie, po prostu nie daję rady i tylko to w tej chwili jestem w stanie wiedzieć. A no i wiem,że kocham go zajebiście mocno po mimo wszystko co się między nami wydarzyło, w zasadzie to kocham go bardziej niż wczesniej, z każdym dniem,no ale chuj, takie jest zycie. "Musisz pogodzić się z tym, Marta". Nie mam siły, na NIC. kompletnie NIC.

wtorek, 19 lipca 2011

Postanowiłam, że będę pisać co kilka dni, a nie tygodni, wolę być jakoś na bieżąco, bo mam wrażenie, że połowie rzeczy zapominam wyrazić na tym blogu. Po prostu chcę przelewać uczucia z prawie każdego dnia. Pisać o tym co teraz czuję, co robiłam, jaki jest mój nastrój. Dzisiaj miałam cudowny a zarazem głupi sen. Był tak realny, że gdy się już skończył odtwarzałam go sobie na nowo w głowie, po prostu nie chciałam by się skończył. Mianowicie, śniło mi się, że pisaliśmy razem smsy, tak, niby nic, ale okazało się, że oboje wypoczywamy w tym samym czasie nad morzem, mało tego, w tej samej miejscowości, a że prowadziliśmy związek na odległość, dośc dużą odległość, to to było coś niczym,no.. nie umiem tego nazwac ale wiadomo o co chodzi. No i chciałam się z nim spotkać, więc mu to napisałam, nie musiałam długo czekać na odpowiedz ale w efekcie dostałam krótką wiadomość o treści "nie mogę, mama kazała mi się iść kąpać". Tak, to śmiesznie brzmi, no ale cóż był już wieczór, a ja nie wpływam na sny i to co się w nich wydarzy, prawda? No więc, namówiłam go na chociażby 15 minut, więc się zgodził. Więc ja ogarnęłam się, poprawiłam makijaż i włożyłam moje ulubione dresy, po czym ruszyłam w miejsce gdzie mielismy się spotkać. On stał oparty o tył czerwonego samochodu, ubrany w szerokie dresy, ulubione nike, które także były moimi ulubionymi, i szerokiej szarej bluzie. Zmierzałam w jego stronę kiedy on z niedowierzaniem patrzył na mnie, kiedy nawet nie zdążyłam się zorientować, podbiegł do mnie, na początku mocno przytulił, by sprawdzić czy aby rzeczywiście istnieję i nie jestem wytworem jego wyobraźni, po czym chwycił swoimi rękami moją twarz.. i nagle zatraciliśmy się w pocałunku, o jakim zawsze marzyłam.
Prawda, że piękna krótka historia? No cóż może jest trochę tandetna, ale dla mnie była prawdziwa, bo kiedy to mi się śniło, ja miałam wrażenie, że to się dzieje na prawdę, tyle że gdy otworzyłam oczy zobaczyłam że nadal tkwię w moim łóżku, co kompletnie mnie rozczarowało. No ale cóż, takie jest życie. Coraz częściej śnią mi się podobne sny, właśnie z nim. To dziwne, bo wczesniej nie śnił mi się aż tak często. Na prawdę za nim cholernie tęsknie, to wszystko jest takie trudne. Jeszcze trochę, a będę przesypiać całe dnie i noce, by zatracać się w tych cudownych snach i w tym świecie, który jest o niebo lepszy od mojego realnego tandetnego życia.
Juz miesiąc wakacji praktycznie mamy za sobą, tak.I nic się nie wydarzyło oprócz tego, że byłam nad morzem, przesadziłam ze słońcem i czuję sie jak ofiara jakiegoś pożaru. Miałam poparzenia na całej twarzy, do tej pory mam, ale wtedy to było coś okropnego, jakas totalna masakra. Ciągle tylko ryczałam i nie wychodziłam z domu, nie mogłam a w żaden sposób nie dało się tego zamaskować. Za każdym razem gdy nakładałam krem piekło jak cholera, miałam ochotę umrzeć. No cóż mam pamiątke z wakacji ale trudno.. Dzisiaj był chyba najcudowniejszy dzień wakacji, który przeżyłam, mianowicie.. spotkałam się z Gosią, przyjaciółką z fikcji. Była pierwszą osobą z tamtego 'świata' z która miałam się spotkać w realu. Na początku nie ukrywam że trochę się bałam, ale wszystko poszło w miare ok, tylko te nogi z waty podczas wysiadania z pociągu, coś okropnego, ale żyję. Obydwie byłysmy wtedy zestresowane i skrępowane tym spotkaniem, bo wiadomka, że to łatwe nie było. Dotychczas rozmawiałyśmy tylko godzinami przez telefon, wysyłałysmy sobie zdjęcia, ale nigdy nie poznałyśmy się w realu, aż do dziś. I fakt, że nie miałyśmy za bardzo o czym rozmawiać, bo dalej się trochę stresowałyśmy, bo mianowicie tak dokładnie to się nie znamy, muszę przyznać że było fajnie. Pogadałyśmy sobie o wszystkim, od jakiś błahostek aż do walenia konia, czyli innymi mówią "fight a horse" hahahaha :D pośmiałyśmy się, obgadywałyśmy innych ludzi i podrywałyśmy żuli, no czyli dzien zaliczony do najlepszych. W sierpniu jadę do Niej na wakacje nawet moja mama się już zgodziła, ale nie wiadomo jak ojciec, a od Niego to teraz wszystko zależy. Ale to już się jakoś skmini i wgl.
W środe wyjeżdżam do mamy, a w piątek lecimy razem do Anglii, niby ciesze się z tego powodu bo nie będę musiała lecieć sama, no i ciesze się też z tego że lecę bo tęsknię za tymi zajebistymi tamtejszymi ludźmi, z którymi chwile były nie zapomniane, ale jednocześnie nie mam ochoty na wakacje, wolałąbym przesiedzieć je w domu, w pokoju, w łóżku.. Nic nie jest takie jak kiedyś, każdy dzień to jakaś udręka, dzień do bani.. z resztą nie chcę o tym gadać.
Miłość mego życia napisała do mnie. Zostawiła mnie w świadomości, że nie potrafi o mnie zapomniec i chyba nie bd potrafił tego zrobić, po czym dodał, że wyjeżdża i ma nadzieje, że jeszcze kiedyś uda nam się porozmawiać, fajnie. Nawet nie wiem co mam o tym myśleć, jak to odebrać, no bo przecież mieliśmy zerwać kontakt, ale kocham go zbyt bardzo, żeby stracić go na zawsze, z resztą to nie jest łatwe, tak o kimś zapomnieć, w efekcie zaczęłam tęsknić za nim bardziej, myśleć jeszcze częściej niż dotychczas, nawet mam jakieś dziwne sny z nim w roli głównej, nie wiem, nic już nie wiem, pogubiłam się we własnych myślach, to jest zbyt skomplikowane, żeby racjonalnie jakoś do tego wszystko podejść z dystansem, no ale nic, co bd co bd, życia nie da się zaplanować jedno wiem.. będę czekać z niecierpliwością i postaram się jakoś przeżyć te nędzne kolejne dni, miesiące i lata.

sobota, 2 lipca 2011

Ugh, definitywnie mam dość lekarzy. Nienawidzę igieł, wszystko mnie boli, nie mogę się ruszać, tak to się w życiu jeszcze nie czułam, ale zasłużyłam sobie. Dzięki własnej głupocie wylądowałam tutaj, gratuluje inteligencji i pomysłowości, jednak mądry z Ciebie  człowiek, Marta. Co ja do cholery wygaduję, jestem pojebana i dlatego ranię wszystkich, wyżywam się za własne cierpienie, za to, że kocham kogoś kogo już nie mogę mieć, a to zajebiście boli. Ale to moja wina, ja sobie na to zasłużyłam i nie powinnam tego robić, gdybym nie była czepliwa to mogłoby być pięknie, ale ja się nie poddam, za bardzo go kocham, mam nadzieję, że to sie uda naprawić, chcę się zmienić, nie chcę żeby te wakacje były moimi najgorszymi w życiu.. on mi dawał tyle satysfakcji z życia, pomógł mi uwierzyć w siebie, dzięki niemu nie boje się patrzeć w lustro, to jest coś cudownego, a ja to zepsułam, zaprzepaściłam szansę, życiową szansę. Nie mam siły by pisać, chciałam się podzielić moim bólem, ale nikt nie jest w stanie co teraz czuję.. Chciałabym umrzeć, bo wiem, że życie bez Niego nie ma sensu, on był moim jedynym powodem funkcjonowania na tym jebanym świecie.


Kocham Cię,kurwa.

niedziela, 26 czerwca 2011

Jestem egoistką. Nie licze się z uczuciami innych ludzi, ciąglę kogoś ranię, a przy tym i samą siebie. Widocznie nikt nie nauczył mnie kultury, która jest tak niezbędna do porozumiewania się z ludźmi. Zrobiłam coś wbrew sobie, mianowicie straciłam wszystko co posiadałam. Wraz z tym wszystkim odeszło szczęście, nadzieja, radość i wiele innych czynników niezbędnych do życia. Mogę pogratulować tylko sobie, bo zrobiłam coś co nie jest wybaczalne. Straciłam cały mój świat, który był moim powodem funkcjonowania na tym jebanym świecie.. Dzięki niemu nauczyłam się doceniać siebie, wierzyć w lepsze jutro, nauczyłam się kochać i mieć świadomość, że jestem kochana.. że jestem dla kogoś całym światem. Szkoda tylko, że o tym zapomniałam i dałam się tak szybko sprowokować do tego, by to wszystko tak pięknie zjebać. Kochałam go, kocham i będę kochać niezaleznie od tego co się stanie, on zawsze będzie częścią mnie i mojego świata. Wszystko co robiłam, robiłam dla Niego. On żyje we mnie i żyć będzie. Przepraszam, ale nie mam siły.. łzy same cisną mi się do oczu, to jest silniejsze ode mnie. Rozwaliłam już dwa telefony, przeczytałam po tysiąc razy nasze archiwum i smsy, dopiero teraz do mnie dotarło, że naprawde nie umiem bez Niego żyć. Myslałam że bd lepiej, przecież on tego już chciał dawno, a jest tylko gorzej, nawet nie moge nic z tym zrobić.

sobota, 18 czerwca 2011

dziekuję za zjebanie mi życia, było mi naprawdę miło.

Ugh, dawno tutaj nie pisałam.. Cóż, będę miała więcej rzeczy do opisania, bo w tym czasie bardzo wiele się zdarzyło, aż za bardz, niestety. Zacznijmy od tego, że dzień dziecka był dla mnie koszmarem, to najgorszy dzień w moim życiu, dzień w którym zostałam zostawiana ze świadomością że na Niego nie zasługuję. Kto
mi to powiedział? Oczywiście, on sam, dlatego szybko w to uwierzyłam, ale nie w tym sensie, że to była prawda, lecz sęk w tym, że te słowa wywarły na mnie taką presję, że po prostu miałam wrażenie, że się już nie liczę, dlaczego? Eh, to przecież jasne, miałam dość uświadamiania mu, że tylko jego kocham, że tylko
on się dla mnie liczy, że tylko jego pragnę i nikogo innego. Co  ztego, że mieszkamy daleko od siebie, wiem, że to nas oboje przerasta, ale nikt nigdy w życiu nie rozumował się ze mną tak jak on, nikt nie powiedział mi nigdy w życiu, że jestem dla Niego najwazniejsza, że zabiłby za mnie i za mnie by zginął. NIKT. Nie chodzi też o to, mielismy nawet wspólne zainteresowania.. Obydwoje kochaliśmy język angielski, w związku z tym mieliśmy duże plany by zamieszkac w Ameryce, mieć Willę, studiować i prowadzić zajebisty tryb życia, mieć dzieci, nawet obiecał mi że będę sąsiadką Biebera, co prawda już nie jestem jego fanką, chociaz przyznam szczerze, że w dalszym ciągu czasem posłucham jego piosenek, ale i tak fajnie by było być blisko takiej gwiazdy.. Ale to tylko marzenia, gdyby sie spełniały, nie byłyby marzeniami. Chociaż po części wierzę, że się spełnią, przynajmniej wyjazd do Ameryki, zawsze tego chciałam, chciałam zdac maturę i zamieszkać w Stanach by studiować, a jak nie tam to w Anglii, ale w życiu nie zostanę w Polsce, nie ma takiej opcji. A co do tego dzień dziecka, zrobiło mi się smutno gdy miłośc Twojego życia upiera się przy swoim, że nie jest dla Ciebie zbyt dobry i nie może być blisko Ciebie, dlatego zasługujesz na kogoś kto byłby przy Tobie 24/h, taa. Gówno prawda, mnie to nie odpowiada, bo tu nie chodzi o to.. To było okropne, okropne dlatego, że nikt by nie chciał coś takiego usłyszeć. Te dzień dziecka, były gorsze niż te dwa lata wstecz, kiedy to mój dziadek zadzwonił do mnie całkowicie pijany i wyzywał moją matkę od szmat i kurw, ale to już całkiem inna historia. Może to dziwne, że tak uważam, bo w sumie nic sie nie stało, rozumiem jego obawy, ale nie mam siły powtarzac już setny raz, że tylko on sie liczy w tym jebanym, zasranym życiu, że tylko dla Niego żyję, dla Niego wstaję, uczę się, chodze do szkoły, dla Niego robię wszystko, a tu znowu tekst "Ty zasługujesz na kogoś innego, kogoś lepszego ode mnie" no kurde, to naprawde boli, bo nie po to wywracam swój świat do góry nogami by coś takiego znowu usłyszeć. Ale z resztą, mniejsza o to.. to już było i w zasadzie mogę to wyrzucić w niepamięć. Byłam dzisiaj na zakupach z tatem, musze se zapisac gdzieś w widocznym miejscu żeby więcej tego nie robić. Ciągle marudził mi, że to jest brzydkie, albo że za dużo czasu spędzam w jednym sklepie, że mogłam jechać z koleżanką, kręcił mi się pod  nogami i ciągle tylko marudził. Ugh, ale za to w real'u było smiesznie, mieliśmy problem by kupić babci coś na imieniny, zapropnowałam miotłe, mopa albo świeczkę z papieżem, tak, te genialne pomysły, ale co może być przydatne dla osoby po sześćdziesiątce? W sumie nic nie kupiliśmy do tej pory.. Później był problem z zapaleniem auta.. A mówiłam kup nowe, to nie, bo ten jest jeszcze dobry, nie ma to jak mieć kasę ale jeździć jakimś starym spruchniałym fordem, pozdro tato. Tak, mój tato zamiast się zamartwiać, że nie wyjedziemy z Opola, zamartwiał się tym, że nie będziemy mieli czym jechać na wakacje, inteligent. No ale po sto trzydziestym siódmym razie udało się go zapalić i szczęśliwie dotarliśmy do domu, no cóż. Jutro już niedziela, nienawidze niedziel. Nie ma to jak znac kogoś przez rok, w sumie to prawie już rok, ufać mu w zupełności, ale dopiero teraz dowiedzieć się, że jest fałszywy, w chuj fałszywy. Nawet nie chce przyznać się do tego co zrobił, tylko wykręca się, każe Ci się jebać i blokuję Cię wszędzie gdzie tylko to możliwe? Eh, trzeba być inteligentym bo istnieje jeszcze coś takiego jak "załóż nowe gg", pozdro poćwicz. Ale to boli, uważasz że znasz kogoś bardzo dobrze, uważasz go za w sumie brata, a dowiaduję się, że on wcale nie istnieje, że to jakis jebany fake. Życie jest pojebane, nie bawię się już w ta jebaną fikcję, nigdy nie wiesz kto siedzi po drugiej stronie komputera, to już koniec, kiedyś było miło, ale teraz, to już żenada. Mimo wszystko dziękuję za ten zjebany rok, było miło. ;)

wtorek, 17 maja 2011

Thank you, mom.

Mówią, że matka jest Twoją najlepszą przyjaciółką. To prawda, i chociaż, że nie możesz powiedzieć jej wszystkiego, ponieważ odgrywa jeszcze jedną rolę w Twoim życiu, to zawsze Ci pomoże. Większość z nas boi się z nią porozmawiać, boi się, że źle nas zrozumie, że będziemy musieli odpowiadać za konsekwencje bądź nasz problem raczej jej nie zainteresuje. Błąd, KTO NIE RYZYKUJE, NIE ZYSKUJĘ, za każdym razem słyszałam to w bajce a raczej kiedyś ulubionym dla mnie serialu komediowym pt. "Nie ma to jak hotel", czasami nawet i takie filmy czegoś nas uczą. Ja odważyłam się porozmawiać z mamą o moich problemach, o tym, że nie akceptuję siebie w żadnym stopniu, że uważam się za beznadziejną, po czym rozpłakałam się, po prostu łzy automatycznie zaczęły lecieć mi z oczu. Może i nie wyglądam na taką osobę co płacze z byle powodu, ale tak naprawdę jestem bardzo wrażliwą osobą i bardzo łatwo jest mnie zranić. Wracając do problemu.. Pomogła mi cholernie, wytłumaczyła mi spokojnie, że dopiero dorastam, że przeżywam teraz przemianę, że z roku na rok będę coraz ładniejsza, że nie mogę się przejmowac kompleksami bo to mnie zniszczy. Powiedziała, że jak wróci to mi pomoże, pomoże mi całkowicie pozbyć się kompleksów a także pomoże mi w kwestii ciuchów, bo tutaj też miałam problem bo za każdym razem gdy coś kupię to i tak mi się zaraz nie podoba, ale teraz już mniej więcej wiem co do mnie pasuję, moja mama naprawdę jest wielka i żałuję, że nie może być teraz przy mnie w chwili gdy jej najbardziej potrzebuję, ale to nie jej wina i ja to rozumiem. W czasie tego całego pobytu wyciągneła ze mnie wszystko, wszystko na temat mojego chłopaka, oczywiście wszystko co ja wiedziałam, oprócz tego jak się poznaliśmy, bo o tym za wszelką cenę nie mogła się teraz dowiedzieć. Ale kiedys jej powiem, KIEDYŚ. W zasadzie to już nie wiem co pisać, mam mieszane uczucia na chwile obecną, mam takiego doła że od wczoraj po prostu ryczę, a w nocy nie mogę spać, boję się, że popadnę w depresję, nie wychodze z domu, a wczoraj przez całą podróż powrotną patrzyłam się w okno i myślałam, aż byłam bliska łez, lecz jakoś starałam się je zatrzymywać, nawet nie słuchałam muzyki, bo nie miałam siły, totalna masakra, jeszcze nigdy w życiu się tak nie czułam. A teraz idę wziąć długą kąpiel, bo niedawno skończyłam ćwiczyć no i przydało by się trochę odprężenia, napiszę coś za kilka dni, tygodni albo miesięcy, jak coś się poprawi albo jak coś się będzie działo.

środa, 11 maja 2011

empty heart.

Czasami czuję się niechciana, niekochana, niedoceniana. Czasami mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę, a wtedy mam ochotę siąść w kącie, przycisnąć się do ściany i schować twarz w dłonie, po czym wybuchnąć płaczem jak małe dziecko, które zostało pozbawione ukochanego misia, do którego tak bardzo się przywiązało. I chociaż to tylko zabawka, która nie odwzajemnia jego uczuć, kocha go jak niegdyś. Czasami nie chciałabym nie czuć kompletnie nic, nie myśleć, nie oddychać, nie istnieć. Bywa tak, że mam ogromny żal do rodziców o to, że spłodzili coś takiego jak JA i chociaż to nie ich wina, to jednak na kogoś trzeba to zwalić. Chciałabym być idealna, podobać się sobie, być pewną siebie, zrobić chyba cokolwiek by móc w pełni siebie zaakceptować. Gdyby to było jeszcze takie proste .. No cóż, życie bywa okrutne i niesprawiedliwe. Nie chodzi już tylko o samą mnie, ale o ludzi których inny, uważający się za 'lepszych' ludzie, odpychają ich, tylko dlatego, że nie nosza markowych ciuchów, że mają jakieś niedoskonałości, albo są zbyt puszyści i nie pasują do ich otoczenia. Ja też taka byłam i w sumie nadal taka jestem, nauczyłam się od innych ludzi, że żeby przetrwać i być lubianym, trzeba robić to samo co oni, inaczej nie da się przetrwać w tym świecie. Boli mnie to, bo wiem jak Ci poniżani ludzie się czują, gdyż sama byłam w nieco podobnej sytuacji. Co prawda nigdy nie byłam nie wiem jak gruba, bo moja waga nigdy nie przekraczała 70 kg, no po prostu nigdy nie byłam pewna siebie, nie umiałam o siebie zadbać i dlatego ludzie widzieli, że jestem słaba i dam się sobą pomiatać, dlatego też, okres podstawówki, a przynajmniej w klasie 5 i 6, nie należy do tych najlepszych, które mogę jak najlepiej wspominać. Za to pamiętaj okres 1-3 klasy podstawówki, jak pierwszy raz poszłam do szkoły i jednego dnia znałam już niemalże wszystkich i trzymałam z paroma osobami po trochę. Wtedy wszystko było inne, beztroskie i nikt nie przejmowałam się kogoś stylem ubierania, marką ciucha czy też wyglądem, wszyscy się nawzajem szanowali. Gdyby teraz życie było takie łatwe. Ale i tak mamy dość łatwo, to tylko jakieś błahostki, dorosłe życie jest o wiele trudniejsze, a okres dojrzewania jest tylko okresem który przygotowuje nas do dalszego życia. Nie wiem czy chciałabym coś jeszcze uwzględnić. Mimo, że masz mnóstwo wspaniałych przyjaciół to i tak w życiu sobię nie radzę, kompleksy górują a ja nic nie moge na to poradzić, z resztą pisałam o tym w poprzedniej notce. Eh, dam jakoś radę, postaram się.

wtorek, 10 maja 2011

Czasami czuję się jakbym była najgorszą, najbrzydsza i bardzo beznadziejną istotą na tym świecie. Dziwnie odczucie, ale to właśnie nazywają się KOMPLEKSY. Właśnie, kompleksy zaczynają górować nad moim życiem, dzięki czemu zaczynam się nad sobą użalać a wszyscy wokoło mają mnie serdecznie dosyć. Ale nikt nie rozumie, że to jest silniejsze od nas, że to nasze wyobrażenie własnego charakteru i wyglądu nas przerasta. To nie jest łatwe, bo trudno to pokonać. Próbowałam wiele razy i naprawdę, trzeba mieć dużo siły by sobie wmówić że nie jest tak jak siebie opisujemy. Prawda jest taka, że każdy ma w sobie coś pięknego tylko trzeba to odkryć. Taaa, odezwała się ta uważa inaczej, ale ja nie jestem 'każdy', no i tak to własnie wygląda. Trudno mi z tym żyć, ale musze sobie z tym poradzić, na razie próbuje wmawiać sobie, że nie jestem aż taka beznadziejna, że skoro chłopacy ze mną rozmawiają i się za mną oglądają to nie jest jeszcze tak źle, że skoro ktoś chce ze mną być albo się do mnie przystawia, świadczy o tym samym. Ale to chwilowe, niby uważasz, że jednak nie jesteś beznadziejna, ale przyjdzie co do czego i BUM, czar pryska i wraca szara rzeczywistość, a Ty masz ochotę zamknąć się w swoim pokoju, nigdzie nie wychodzić, siąść na łóżku i trzymając w dłoniach lusterko, gapić się całymi dniami w lusterko i mówić jaka to jesteś brzydka, bądź powybijać wszystkie lustra jakie tylko są w domu, bo nie masz ochoty na siebie patrzeć, w moim przypadku opcja druga jest bardziej realistyczna. Nauczyłam się z tym żyć, to fakt, ale i tak sobie nie radzę. Przez to kłócę się z innymi, bo mają dośc mojego narzekania, no i nie dziwię się, bo na ich miejscu zrobiłabym to samo. Dlatego nie mam do kogo się zwrócić, pozostaje mi tylko pisanie smutów na otóż tym blogu. Czytałam, że to dobry pomysł na pozbycie się kompleksów, ale to w przypadku gdy ktoś ma takie same poglądy jak Ty, a o moim blogu nie wie raczej nikt, a przynajmniej mam taką nadzieje. Dzisiaj byłam u fryzjera, mam balejaż, który składa się z dwóch kolorów - blond i ciemny brąz. Kolor jak najbardziej mi się podoba, z tymże musiałam ściąć 3 cm moich kochanych włosów [*] amen, a to dlatego, że były zbyt spalone od prostownicy. Mam nadzieję, że dwa miesiące i będą znowu takie jak kiedyś, ale od dzisiaj nie używam prostownicy i regularnie je odżywiam. Do tego stosuję maseczkę, która je regeneruje i wzmacnia i to podobno produkt sprawdzony, przez koleżanki mojej babci, które mają rzadsze włosy ode mnie. Mam tylko nadzieję, że i mnie pomoże. No cóż, koniec tych użalań nad sobą, pora zrobić referat i położyć się spać.

niedziela, 8 maja 2011

Życie czasami zaskakuje, a dostanie kolejnej szansy jest niczym dar od Boga.Najgorzej jej starać się, by tej szansy nie zaprzepaścić. Czasami resztkami sił próbujemy z tym walczyć i robić absolutnie wszystko by do tego nie doszło, ale czasem po prostu jest jak jest. Jeżeli chodzi o mnie, to ja zamierzam walczyć ze sobą, zrobić wszystko by codziennie stawac się lepszym człowiekiem i nie wiem jak to zrobię, ale wiem, że MUSZĘ i tu nie mam zamiar wstawiać żadnego "ale", tak po prostu musi być i tyle. Wczoraj nie najlepiej mi to wyszło w stosunku do mojej babci, którą przypadkiem zbyłam, przepraszam, ale naprawdę nie lubię jak ktoś jest za bardzo dociekliwy, wiem, że mogłam chociaż udawać i takie tam. Dziś zacznę od nowa i miejmy nadzieję, że nie nawalę ale naprawdę nie jest łatwo zmienić się w jeden dzień, zwłaszcza jak ma się geny po kims z rodziny, a ja jestem konfliktowa i uparta bo mojej mamie, tylko, że ja przynajmniej potrafię przyznać się do błędu, jeżeli coś zrobię, a nie zwalać na drugiego człowieka. Nie oznacza to jednak, że jej nie kocham ani coś w tym stylu, to nie jej ani nie moja wina, że taka jestem. Znaczy po części można przyznać, że moja bo jestem na tyle dużą dziewczyną, że mogę starać się to zmienić i właśnie to robię, tylko szkoda, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Musze się doszczędnie zastanowić nad moim życiem i wypisać dokładnie na karteczce co chcę tak naprawdę zmienić i poprosić znajomych by mi pomogli. Koniec tego, zobaczymy co dalej będzie.
Byłam wczoraj na zakupach i obleciałam cały Wrocław, mam dość, myślałam, że umrę na miejscu. Ale opłacało się i kupiłam sobie wiele rzeczy. Spodnie, trzy bluzki i dwa swetry, takich zakupów to ja nigdy nie robiłam, zazwyczaj kupowałam sobie tylko jedną rzecz albo wracałam z pustymi rękami, bo nic nie było w moim stylu, ale to było kiedyś, jeszcze jak byłam typem chłopczycy, teraz jest inaczej i chociaż ubieram się bardziej dziewczęcy to dalej czuję się jak tamta chłopczyca, ale juz mniej, staram się zmienić, nawet chciałam być plastikiem by to zmieni ć, ale doszłam do wniosku że plastik to dziewczyna, która nie wie jak używać mózgu, która jest spalona od solary a na twarzy ma kilogramy tapety. Tak, może ja też używam tapety ale nie aż tyle, lubię wyglądać chociaż czasem nie jestem w stanie do tego doprowadzić, bo nie mam humoru albo zły dzień, wtedy ubieram rurki i bluzę, nakłądam odrobinę fluidu, maluję oczy tuszem i tyle, zajmuje mi to ok. 15 min, a jeżeli mam humor i chcę wyglądac to potrafię stać przy lustrze nawet godzinę. Wtedy nakładam trochę kremu rozświetlającego, następnie na to fluidu i sypkiego pudru. Maluję oczy eye-linerem albo kredką, w zależności na co mam kaprys i maluję rzęsy mascarą. Prostuję włosy by idealnie były proste, tapiruję je odrobinę i spryskuję lakierem. Może efekt nie zawsze mi się podoba bo mam dziwne kaprysy, ale lepsze to niż jak jestem bez "tapety". Ugh, nie lubię niedziel, pewnie będe siedzieć w domu i się nudzić, a teraz idę oglądać "licealne matki", lubię to.

piątek, 6 maja 2011

Czasami trudno nam się jest pogodzić z własnym losem. Mamy do siebie żal, że nie staraliśmy się naprawić tego, na czym tak naprawdę zależało nam najbardziej. Trudno pogodzić się z myślą, że nigdy więcej nie przeżyjemy czegoś podobnego. To boli. Ale mimo wszystko staram zachować wszelkie starania, by było dobrze, albo chociaż udawać, że tak jest. Nie lubię gdy wszyscy myślą, że w inny sposób się nad sobą użalam, NIENIE, tego najbardziej nienawidzę, ale czasem jest taka chwila słabości, że po prostu musisz. Nie się nad sobą użalić, a raczej wyżalić, a to dwie różne rzeczy. "Nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo." Kiedyś pewny mądry człowiek wpoił mi to do wiadomości i do dzisiaj zawsze posługuję się tymi słowami, powtarzam każdemu. Może te słowa są proste i dla niektórych dobrze znane, ale jak się głębiej nad tym zastanowi, to w tych słowach kryje się coś takiego, co chociaż odrobinę może zmienić nasze życie. I ja się o tym przekonałam osobiście. Czemu zawsze jest to, że jesteśmy w stanie pomóc innym nawet w najgorszej sytuacji, a sobie nigdy nie potrafimy, nawet jeżeli by to była tylko drobnostka? Zawsze zadawałam sobie to pytanie, bo we własnych sytuacjach życiowych nie jestem w stanie znaleźć rozwiązania. Życie jest dziwne i tego jestem pewna. Żałuje słów, które raniły nie tylko mnie a także moich bliskich, krzywd jakie wyrządziłam, żałuję wszystkiego co zrobiłam na swoją i niekorzyść innych, ale nie cofnę czasu, chyba że wynajdę maszynę czasu, co raczej nie jest realne, nie w naszym życiu, nawet jeżeli wszystko jest możliwe.. Mam już pierwszy dzień za sobą, przestałam przeklinać. Znaczy ograniczyłam, ale to przynajmniej pierwszy krok do tego by coś w sobie zmienić, wiadomo.. od czegoś trzeba zacząć. Jutro małe zakupy i zmiany wizerunku, dawno to chciałam zrobić. Do tego umówiłam się do fryzjera, chciałam zrobić sobie balejaż a do tego może przedłużyć trochę włosy, fajnie by było w końcu znaleźć czas dla siebie.. Idę oglądać "dlaczego ja", przynajmniej w ten sposób widzę, że ludzie mają gorsze problemy ode mnie.

czwartek, 5 maja 2011

Drogi pamiętniczku... Nie no, wróć. Dziecinne, co nie? No właśnie. Witam w moim świecie, gdzie wszystko co zrobię wydaje się dziecinne. I to nie chodzi o to, że ktoś mi zwraca na to uwagę, o nie, ja sama zdaję sobie z tego sprawę, nawet bardzo. Jestem niedojrzałą gówniarą, która chyba nie dorosła jeszcze do związków. Czasami serio mam ochotę coś sobie zrobić, obrażenia cielesne są dla mnie niczym ukojenie. Pamiętam jak kiedyś próbowałam umilić sytuację kreskami na ręce robionymi żyletką, typowa imoł gerl. Jeżeli chodzi o dzisiaj, wydaje mi się, że z tego wyrosłam, teraz nie potrzebuję się ranić, dość wiele w życiu przeszłam, by zadawać sobie kolejne bóle, zwłaszcza, że to zostanie już do końca życia, ani wspomnień, ani tych ran nie da się już wymazać. Wspomnienia są niczym tatuaż, który zostanie w naszej psychice już do końca życia, rany tak samo. Czasami naprawdę jesteśmy bezradni w niektórych sytuacjach i nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać. Czekanie jest okrutne, boisz się co będzie dalej, czy to koniec, a może los chcę Cie uszczęśliwić za wszystkie krzywdy które Tobie wyrządzano i da Ci ostatnią szansę? Zawsze żyję wczorajszym dniem, nie żyję chwilą, dzisiejszym dniem, zawsze tylko wczorajszym. Chciałam wylać tutaj jakoś moje uczucia, ale chyba nie jestem w stanie, co  chwile łzy same napływają mi do oczu. Jestem beznadziejna, bezuczuciowa i nienawidzę życia. Zawsze umie zepsuć opinie o sobie, a przeciez chcę być lepsza tak samo dla siebie, jak i dla innych ..
- wiesz co? sory, że to tego wracam. kiedyś opowiedziałam Patrykowi mój sen, że potrącił mnie samochód, ja wylądowałam w szpitalu a Kamila do niego zadzwoniła po czym on szybko się zjawił wyganiając wszystkich z sali, zapewniając ich że sam doskonale się mną zajmie. wiesz, co bym w tej chwili chciała?
- co byś chciała ?
- żeby ten sen się spełnił, żebym leżała w szpitalu, a on mógł się mną opiekować, to by było jak spelnienie moich marzeń, chorych marzeń, ale tego bym chciała teraz najbardziej, a tym bardziej, że wystarczająco bardzo cierpię, że to by mi żadnej różnicy nie zrobiło, zawsze lubiłam ranić się fizycznie.




Czasami serio chciałabym zrobić wszystko, byś tylko tu był. Nie zrozumiesz tego, to wszystko jest za bardzo skomplikowane, przepraszam, że ranię. Przepraszam, że żyję. Chce byc lepszym człowiekiem, dla siebie, Ciebie, dla Nas. Przepraszam, jestem za bardzo zdesperowana by coś więcej na ten temat powiedzieć.



piątek, 29 kwietnia 2011

      Życie czasami zaskakuje. Może nie czasami, a przeważnie. Nigdy nie wiemy co zdarzy się jutro, albo za chwilę, mamy tylko pewność tego co już było, ale nigdy nie mamy pewności co nadejdzie. Większość nas, planuje "jutro", a tak wiele osób jest go pozbawionego. W każdej sekundzie dochodzi do przykrych wydarzeń. I chociaż życie wydaje się niesprawiedliwe, to warto jest wykorzystać każdy dzień, nawet jeżeli nasza świeczka miałaby zaraz zgasnąć. Siedzę w domu od 4 dni z powodu przeziębienia, dlatego miałam okazję by trochę porozmyślać nad własnym życiem. Może i zostałam pozbawiona marzeń, bo każde moje głośne myślenie kończyło się tekstem " dziecko, Ty wierzysz w cuda? ". Jeżeli mam być szczera, to tak, wierzę w cuda. Ponieważ tylko wiara czyni, że spełnia się to czego zawsze pragnęliśmy. Marzenia tak naprawdę się nie spełniają, bo inaczej nie byłyby marzeniami, ale wiara.. wiara zawsze uczyni, że nasze "rozmysły" bo nie wiem jak można to inaczej nazwać, na pewno się spełnią. Zawsze pragnęłam pojechać do stanów, to było moje największe marzenie, teraz wszystko wygląda całkiem inaczej. Kiedyś to było moje marzenie #1, teraz przesunęło się na miejsce drugie bowiem jest coś o wiele ważniejszego, co zasługuje na honorowe miejsce.
   Nie miałam łatwego dzieciństwa, mimo, że moi rodzice nigdy nie pili ani nic z tych rzeczy, ale mój dziadek.. on zawsze był agresywny i wcale nie musiał dużo wypić, żeby do tego doszło. Nie chodzi tu o bicie, a raczej o jego ciętą ripostę, umiał powalić człowieka. Co prawda, nie krzyczał na mnie nigdy, no może tylko wtedy gdy rzeczywiście sobie zasłużyłam, ale zawsze był dla mnie kochany i byłam chyba jedyną osobą która zasługiwała na coś z jego strony. No cóż, chodzi o to, że wiele w życiu się już naoglądałam i przez to jestem taka jaka nie powinnam być. Charakterek mamusiu i dziadziusia, cóż za fascynujące połączenie. Najgorsze jest to, że ilekroć bym próbowała to nie umiem tego zmienić, a dzięki temu dochodzi do niepotrzebnych sporów między mną a moimi najbliższymi. Boli mnie to, bo nie umiem nad tym zapanować, ale staram się.. staram się jak tylko mogę by jakoś zahamować. Szkoda, że po prostu większość nie rozumie tego, że inaczej nie potrafię, przepraszam, jestem przykładem na to, że NIKT nie jest idealny, nawet jeżeli bardzo byśmy tylko chcieli albo uważali, ale każdy ma jakieś wady. Jutro już sobota a ja nie mam pewności czy będę mogła wyjść, w niedziele rozpoczyna się majówka, a ja bardzo chcę spędzić je na dniach miasta. Móc najebać się jak jakaś szmata. Nie po to by potem dostać miano dziwki bądź jakieś innej, po prostu raz w życiu chciałabym się dobrze zabawić, nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje. Iść na najstraszniejszą karuzele i pokonać swoje lenki. Zacząć nowe życie. Jutro zamierzam iśc do fryzjera, zrobić cos z włosami. Potem pojadę no mojej mamy, która przyjeżdża za tydzień do Polski. i pójść z nią na zakupy. Chce się zmienić, zewnętrznie jak i wewnętrznie. Chcę być sobą, a chyba na razie udaję kogoś innego z powodu mojej pseudo-przyjaciółki, która i tak ma mnie w dupie. Ludzie są fałszywi, ale wyjebka. Jeszcze tylko miesiąc, potem wakacje a po nich nowa szkoła, nowe otoczenie, nowi znajomi, do tego wyprowadzka i zostawienie wszystkiego co mi bliskie. Mimo, że będę musiała zostawić znajomych i rodzinę, ciesze się z tego, bo w końcu będe mogła zacząć od zera, ale oczywiście będę przyjeżdżać jak tylko często się da. Co będzie to będzie, nie będę planować jutra ze względu, na prawdopodobieństwo jego nie nadejścia. A teraz idę coś oglądnąć, zrelaksować się i nie myśleć o niczym.

środa, 20 kwietnia 2011

don't forget.

Ostatnio moje całe życie niemal legło w gruzach. Mianowicie, wszystko potoczyło się z mojej winy. Pamiętam tylko nie przespaną noc i ten nie pokój, który zaprzątał moją głowę. Gdy w końcu udało mi się zasnąć, nagle rozległ się dźwięk budzika. - szlag. - pomyślałam, bo spałam ledwie dwie godziny, a musiałam wstać i przyszykować się do szkoły. Gdy wreszcie jakoś udało wygramolić mi się z łóżka, udałam się do łazienki by trochę się ogarnąć. Spojrzałam w lustro i widziałam tylko smutny wyraz twarzy, a także spuchnięte oczy od płaczu. Bałam się na siebie patrzeć, bo nigdy nie widziałam siebie aż tak przybitej. Łzy same próbowały mi się cisnąć do oczu, ale z trudem udało mi się je pohamować. Zjadłam śniadanie, wyszłam z domu i udałam się w kierunku przystanku, gdzie jak zwykle czekała na mnie koleżanka. Jak każdego ranka przed szkołą, szłyśmy na "kamień" aby sobie zapalić. Nie miałam siły, by wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem. Ona tylko patrzyła na mnie i ciągle wypytywała czy coś się stało, gdy wręcz zapewniałam ją że jest w porządku. - Właśnie widzę. - odparła i przytuliła mnie z całej siły. W dalszym milczeniu usiadłyśmy, na "kamieniu". Wyciągnęłam z paczki papierosa, następnie go zapalając. Zaciągnęłam się raz, drugi, trzeci. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zmieniłam tapetę na zdjęcie mojej kuzynki. Gdy już łzy przestały mi lecieć,  znowu przypomniałam sobie fragment minionego dnia ponownie wybuchają płaczem. - Nie jesteśmy już razem. - w końcu wydobyłam z siebie głos a następnie rzuciłam telefonem w drzewo z naprzeciwka. - Co?! Dlaczego? - spytała koleżanka. - Masz chusteczkę? - wolałam raczej nie odpowiadać na to pytanie, ale kiedy wzięłam od Niej chusteczkę i wytarłam nią łzy, w końcu wydukałam. - Bo jestem pojebana? - Inaczej tego ująć nie mogłam, to była własnie prawda. Już o nic nie pytała, widziała, że nie mam siły by móc dalej kontynuować ten dialog. Zebrałyśmy się i miałyśmy już iść do szkoły, kiedy przypomniało mi się, że mój telefon w dalszym ciągu leży obok drzewa w które nim rzuciłam. Obok leżała bateria a obudowa znajdowała się nie co dalej. Poskładałam telefon  jedną całość, a kiedy go włączyłam, gałki oczne o mało co nie wyleciały mi z oczu. Jeszcze za nim zdecydowałam się nim rzucił, zmieniłam tapetę na zdjęcie mojej kuzynki, której teraz tak mi strasznie brakowało, a w zamian za to ponownie miałam ustawione Jego zdjęcie. - niemożliwe. - pomyślałam, ale po chwili namysłu doszłam do wniosku, że zapomniałam, że w moim telefonie znajduję się funkcja 'shake' i nawet najmniejszy ruch telefonem powodował zmianę tapety lub piosenki, jeżeli leciała takowa w tle i najwidoczniej w czasie lotu musiała mi się przemienić, no cóż. Gdy tylko dotarłyśmy pod gabinet, wszyscy od razu zwrócili się do mnie. - Co Ty taka nie wyspana? - Położyłam się dość późno spać. - nic już nie odpowiedzieli, uwierzyli w tak perfidne kłamstwo, a moje oczy aż święciły się dowodząc, że kłamię. Ale nie miałam ochoty na spowiedź. Resztę dnia jakoś przebolałam, ale udało mi się już bez napadu płaczu albo jakichkolwiek tego typu rzeczy, nawet zostałam na wszystkich lekcjach, gdyż nie miałam żadnej energii by zwiać, po mimo że mój dom znajduje się dość blisko szkoły, a ja miałam ochotę jebnąc na łóżko i przenieść się w krainę marzeń. Tylko tyle pamiętam z tego dnia, wszystko dokładnie i szczegółowo, chociaż jakoś mnie to bardzo nie zadowala. Na szczęście dziś już jest lepiej, nie zerwaliśmy. To była taka chwila mojej własnej słabości i wyolbrzymienia, że to już koniec. Może i są momenty w których dochodzi do drobnych kłótni, ale jak to ktoś ki zawsze powtarza " czasami trzeba się pokłócić, by móc nauczyć się błędach, dzięki kłótni dowodzimy, że zależy nam na sobie ". Może i jest w tym odrobinę prawdy, ale nie zawsze kłótnia jest dla nas czymś dobry gdzie wnioskujemy gdzie popełniliśmy błąd. Mimo wszystko staram wierzyć się w lepsze jutro. Daję radę, a jak narazie nieźle mi się powodzi. Coraz więcej się uśmiecham i mam nadzieję, że takich dni będzie więcej, bo to wszystko dzięki jedynej osobie, która jest dla mnie najważniejszą osobą na całym świecie.

niedziela, 27 marca 2011

fc.

Ostatnio jest coraz lepiej, nawet mogę powiedzieć że zajebiście, chociaż to dość dziwne z mojej strony. Poprawiłam się w nauce, zaczęłam codziennie regularnie ćwiczyć i zdrowo się odżywiać by uzyskać wymarzoną sylwetkę, może czasem mi się zdarzy zjeść coś słodkiego, bo moje zamiłowanie do słodyczy jest zbyt silne, no ale udaje mi się pohamować trochę te pragnienia. I to wszystko zasługa jednej najważniejszej dla mnie na świecie osoby. Sama bym nigdy dla siebie tego NIE zrobiła, naprawdę, Nie wiem co ludzie mają do fikcyjnych portali na enkusi, według mnie to całkiem dobra sprawa. Oczywiście, są takie wyjątki przez które nie warto się w to bawić, chociażby pedofile bądź laski bawiące się w facetów, lub w coś tam, i zaspokajanie siebie nawzajem w związku z niewyżyciem seksualnym, ale cóż, na takich ludzi trzeba mieć po prostu wyjebane. Ja tam nie żałuję, kocham wszystkich ludzi z tego świata, i dziękuję im za to, że zawsze mogę na nich liczyć. Poznałam tam dwie najważniejsze osoby, no w sumie to trzy. Z Klaudią ( fc. Magdą ) mieszkamy tylko ulicę dalej i chodzimy do tej samej szkoły, ale jednak poznałyśmy się za pomocą fikcji dzięki niej zaczęłyśmy się codziennie spotykać i miałam nawet zaszczyt pojechać z Nią na wakację do Anglii, gdzie mogę uznać że ten czas z Nią nie był absolutnie zmarnowany ponieważ świetnie się bawiłam i mam nadzieję, że w tym roku to powtórzymy. Drugą najważniejsza osobą i to chyba najważniejszą na całym świecie jest osoba która motywuje mnie do wszystkiego i darzy mnie tak wspaniałą miłością, że myślę, że nie zasługuję sobie na to.. Dobrze jest znaleźć kogoś tak wspaniałego, no chociaż nie pochwalam tej głupiej odległości która nas dzieli, ale mam nadzieję że nasze marzenia w końcu kiedyś się spełnią, potajemny ślub, dzieci, Bahamy, domek w USA ahh ;D <3 Zaś trzecią ważną dla mnie osobą jest Laura ( fc Madzia ) znamy się już rok, i to w sumie ponad rok jeżeli się nie mylę, ciesze się, że się poznałyśmy i że tyle ze mną wytrzymałaś, ale chociaż że mieszkamy tak blisko siebie mam nadzieję że nasze spotkanie w końcu dojdzie do skutku, no bo fajnie by było poznać taką osobę jak ty ;* Nie wiem co chciałam dowieść tą notką, ale wiem, że chciałam się podzielić tym, że fikcja potrafi mieć swoje pozytywne strony, dzięki niej poznajesz najwspanialsze osoby których raczej w realu nigdy byś nie spotkała. NO I OGÓLNIE KOCHAM WSZYSTKICH, JOŁ ;D a teraz idę uczyć się na historię ;o

wtorek, 15 marca 2011

kurrrrrrrrrrrrde.

Cieszę się, że mam takich wspaniałych przyjaciół, którzy doskonale mnie rozumieją. Dobrze, że jest ktoś komu również mogę pomóc. Lubię pomagać innym, pomoc to moje drugie imię, ale dlaczego nigdy nie umiem pomóc samej sobie? Dlaczego to wszystko musi być takie trudne i skomplikowane? .. Nie umiem sobie odpowiedzieć na tak proste pytanie. Czasami tak sobie myślę, że krzywdzenie samej siebie NIE jest dobrym przykładem dla innych, ale nie jest to moja wina, że jestem uzależniona od bólu i krzywdzę się jeszcze bardziej, mimo to że to mnie raczej w jakiś sposób jednak ukaja. Są takie rzeczy, w których przyjaciel nie jest w stanie mi pomóc, wtedy trzeba zwrócić się do fachowca, ale ilekroć stawałam przed drzwiami psychologa zawsze stamtąd uciekałam, bojąc się, nawet nie wiadomo mi czego. Uważałam, że mój problem jest zbyt śmieszny, że przychodzić z nim, ludzi mają gorsze problemy niż to, że kiedyś nie miałaś tak dobrze w życiu, jak się innym wydawało. Codziennie przyklejany sztuczny uśmiech do twarzy, by nie wzbudzać podejrzeń znajomych, że jednak jest coś nie tak. W sumie zawsze myśleli, że jestem wesołą, pełną szczęścia dziewczynką, która żyje sobie bez jakichkolwiek problemów. Mylili się, nawet bardzo. Ale myślę, że nie ma żadnego człowieka na świeci, który by nie posiadał czegoś, czego by nie chciał, PROBLEM jest niechcianym gościem w domu każdego z nas. Btw, nie chcę do tego wracać. Pogodziłam się po wszystkim po rozwodzie rodziców, teraz jest mi łatwiej, niedługo skończę szesnaście lat, a szestnastka zawsze była uważana z mojej strony za szczęśliwą liczbę. Chcę już lepiej, jak najszybciej.

poniedziałek, 14 marca 2011

W dupie mam taki interes.

Jestem wprost zawiedziona tym, co sobą prezentuję. Nigdy taka nie byłam, NIGDY. Sama zauważyłam ten fakt, że okropnie się stoczyłam. Alkohol, papierosy, wulgaryzmy . . to nigdy nie było przecież w moim stylu. Codziennie zastanawiam się, gdzie ta Marta, która była spokojna, myślała że bluźnierstwo to rzecz okropna, bała się ludzi i unikała wszelkich kontaktów, a o rozmawianiu z chłopakami już w żadnym wypadku nie było mowy? Przykro mi, że moim rodzicom jest wstyd za mnie, i współczuję mamie, że urodziła taką .. awr, w żadnym słowniku nie ma chyba takiego słowa, by móc to określić, ale w każdym bądź razie, zdaje sobie z tego sprawdzę, przez co muszą przechodzić, mając taką córkę, która powinna świecić przykładem, zamiast tego się upokarza. Owszem, chciałam w końcu dorosnąć, poznać nowych ludzi, a już na pewno się ich nie bać, ale nie chciałam doprowadzać siebie do takiego stopnia. Czasami sama za siebie się wstydzę, fakt, może i każdy ma jakieś uzależnienia itd, ale szczerze mówiąc każdy robi to dla szpanu, ja tego nie chciałam, zrobiłam to tylko dlatego, że matka chciała dla mnie dobrze i robiła wszystko żeby mnie od tego zniechęci ale w zamian to wszystko przyniosło odwrotne skutki, ponieważ chciałam koniecznie dowiedzieć się dlaczego to jest takie złe, to wszystko. Nie chcę się nad sobą użalać, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, to znaczy może mam, ale użalanie się nad sobą znowuż nie jest w moim stylu, szkurde. Nie mam ochoty na dalsze spowiadanie się, mam w dupie taki interes, chyba moje życie już zawsze będzie takie zeszmacone, bo wątpię by był ktos by mógł by to zmienić, chociaż nawet jeżeli, to byłoby to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.