Ugh, dawno tutaj nie pisałam.. Cóż, będę miała więcej rzeczy do opisania, bo w tym czasie bardzo wiele się zdarzyło, aż za bardz, niestety. Zacznijmy od tego, że dzień dziecka był dla mnie koszmarem, to najgorszy dzień w moim życiu, dzień w którym zostałam zostawiana ze świadomością że na Niego nie zasługuję. Kto
mi to powiedział? Oczywiście, on sam, dlatego szybko w to uwierzyłam, ale nie w tym sensie, że to była prawda, lecz sęk w tym, że te słowa wywarły na mnie taką presję, że po prostu miałam wrażenie, że się już nie liczę, dlaczego? Eh, to przecież jasne, miałam dość uświadamiania mu, że tylko jego kocham, że tylko
on się dla mnie liczy, że tylko jego pragnę i nikogo innego. Co ztego, że mieszkamy daleko od siebie, wiem, że to nas oboje przerasta, ale nikt nigdy w życiu nie rozumował się ze mną tak jak on, nikt nie powiedział mi nigdy w życiu, że jestem dla Niego najwazniejsza, że zabiłby za mnie i za mnie by zginął. NIKT. Nie chodzi też o to, mielismy nawet wspólne zainteresowania.. Obydwoje kochaliśmy język angielski, w związku z tym mieliśmy duże plany by zamieszkac w Ameryce, mieć Willę, studiować i prowadzić zajebisty tryb życia, mieć dzieci, nawet obiecał mi że będę sąsiadką Biebera, co prawda już nie jestem jego fanką, chociaz przyznam szczerze, że w dalszym ciągu czasem posłucham jego piosenek, ale i tak fajnie by było być blisko takiej gwiazdy.. Ale to tylko marzenia, gdyby sie spełniały, nie byłyby marzeniami. Chociaż po części wierzę, że się spełnią, przynajmniej wyjazd do Ameryki, zawsze tego chciałam, chciałam zdac maturę i zamieszkać w Stanach by studiować, a jak nie tam to w Anglii, ale w życiu nie zostanę w Polsce, nie ma takiej opcji. A co do tego dzień dziecka, zrobiło mi się smutno gdy miłośc Twojego życia upiera się przy swoim, że nie jest dla Ciebie zbyt dobry i nie może być blisko Ciebie, dlatego zasługujesz na kogoś kto byłby przy Tobie 24/h, taa. Gówno prawda, mnie to nie odpowiada, bo tu nie chodzi o to.. To było okropne, okropne dlatego, że nikt by nie chciał coś takiego usłyszeć. Te dzień dziecka, były gorsze niż te dwa lata wstecz, kiedy to mój dziadek zadzwonił do mnie całkowicie pijany i wyzywał moją matkę od szmat i kurw, ale to już całkiem inna historia. Może to dziwne, że tak uważam, bo w sumie nic sie nie stało, rozumiem jego obawy, ale nie mam siły powtarzac już setny raz, że tylko on sie liczy w tym jebanym, zasranym życiu, że tylko dla Niego żyję, dla Niego wstaję, uczę się, chodze do szkoły, dla Niego robię wszystko, a tu znowu tekst "Ty zasługujesz na kogoś innego, kogoś lepszego ode mnie" no kurde, to naprawde boli, bo nie po to wywracam swój świat do góry nogami by coś takiego znowu usłyszeć. Ale z resztą, mniejsza o to.. to już było i w zasadzie mogę to wyrzucić w niepamięć. Byłam dzisiaj na zakupach z tatem, musze se zapisac gdzieś w widocznym miejscu żeby więcej tego nie robić. Ciągle marudził mi, że to jest brzydkie, albo że za dużo czasu spędzam w jednym sklepie, że mogłam jechać z koleżanką, kręcił mi się pod nogami i ciągle tylko marudził. Ugh, ale za to w real'u było smiesznie, mieliśmy problem by kupić babci coś na imieniny, zapropnowałam miotłe, mopa albo świeczkę z papieżem, tak, te genialne pomysły, ale co może być przydatne dla osoby po sześćdziesiątce? W sumie nic nie kupiliśmy do tej pory.. Później był problem z zapaleniem auta.. A mówiłam kup nowe, to nie, bo ten jest jeszcze dobry, nie ma to jak mieć kasę ale jeździć jakimś starym spruchniałym fordem, pozdro tato. Tak, mój tato zamiast się zamartwiać, że nie wyjedziemy z Opola, zamartwiał się tym, że nie będziemy mieli czym jechać na wakacje, inteligent. No ale po sto trzydziestym siódmym razie udało się go zapalić i szczęśliwie dotarliśmy do domu, no cóż. Jutro już niedziela, nienawidze niedziel. Nie ma to jak znac kogoś przez rok, w sumie to prawie już rok, ufać mu w zupełności, ale dopiero teraz dowiedzieć się, że jest fałszywy, w chuj fałszywy. Nawet nie chce przyznać się do tego co zrobił, tylko wykręca się, każe Ci się jebać i blokuję Cię wszędzie gdzie tylko to możliwe? Eh, trzeba być inteligentym bo istnieje jeszcze coś takiego jak "załóż nowe gg", pozdro poćwicz. Ale to boli, uważasz że znasz kogoś bardzo dobrze, uważasz go za w sumie brata, a dowiaduję się, że on wcale nie istnieje, że to jakis jebany fake. Życie jest pojebane, nie bawię się już w ta jebaną fikcję, nigdy nie wiesz kto siedzi po drugiej stronie komputera, to już koniec, kiedyś było miło, ale teraz, to już żenada. Mimo wszystko dziękuję za ten zjebany rok, było miło. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz