Who says you're not perfect?
środa, 23 grudnia 2015
everything is broken
Dawno mnie tu nie bylo. Najwyrazniej tak dlugo, ze zdazylam dojsc do wniosku, ze wiele sie w moim zyciu zmienilo, i nie chodzi mi tylko o kilka lat wstecz, chodzi mi o kilkanascie lat wstecz. Nigdy nie mialam odwagi komus tego powiedziec, dlatego przelewam swoje mysli tutaj, bo wiem, ze nikt tego nigdy nie przeczyta. Mlodosc - tak piekne slowo, a tak wiele zlego moze sie przez to wydarzyc. Wszystko bylo okej, troche problemow, kochajaca rodzina, szczescie, przyjaciele, pierwsza milosc, a teraz? Zal, smutek, samotnosc, rozbicie, desperacja i jeszcze wiecej tego gowna. Nie wiem, nie potrafie sie pozbierac juz od kilku lat mimo, ze na zewnatrz widac cos innego, w srodku jest do dupy. Nie potrafie cieszyc sie z prostych rzeczy nawet gdybym chciala wiedzac, ze wszystko rozwala mnie od srodka. Jestem juz na skraju wytrzymalosci i nie wiem jak jeszcze dlugo to wytrzymam. Chcialabym byc silna dla innych, ale nie potrafie byc silna dla siebie, a bez tego nie jestem w stanie pomoc innym skoro nie potrafie zrobic tego sobie. Zawsze gdy patrzylam na cierpienie innych, myslalam, ze ja nigdy tego nie zaznam - a jednak. Rozwod rodzicow - wszyscy mysla, ze sie z tym pogodzilam juz dawno temu, ale prawda jest taka, ze nawet majac te pieprzone 20 lat ciagle nie rozumiem jak do tego doszlo. W myslach ciagle obwiniam swoich rodzicow dlaczego rozbili cos, co budowali przez tyle lat raniac tym mnie. W glebi duszy jestem zla na nich obojga, ze rozbili cos co jest w zyciu najwazniejsze, ale nigdy im tego nie pokazywalam, zeby nie ranic ich tym jeszcze bardziej, zeby nie mieli wyrzutow sumienia,ale tak naprawde to wszystko odbilo ja sie na mnie i wciaz odbija jak pilka. Mam zal, ale nic z tym nie moge zrobic. Nie moge jednak ukrywac, ze to wszystko mnie nie zmienilo. Z grzecznej, niepozronej i niesmialej dziewczynki stalam sie kims kim zaczelam sie brzydzic. Picie, agresja, narkotyki, przeklenstwa - to wszystko mnie przeroslo. Nienawidze siebie za to, ze wplakowalam sie w takie gowno a teraz po prostu nie potrafie tego przestac, chociazbym chciala. Chec rozpierdolenia wszystkiego dookola tylko rosnie we mnie i tylko czekam, az to wszystko ze mnie w koncu wyjdzie, a wtedy przysiegam, ze rozpocznie sie pierdolona trzecia wojna swiatowa jedynie z moim udzialem na czele. Mam kilka oblicz, raz jestem niesmiala i cicha, raz jestem pyskata i nie potrafie ugrysc sie w jezyk, innym razem jestem agresywna i nic nie potrafi mnie powstrzymac, moge byc smutna a za chwile szczesliwa, raz jestem zdesperowana i placze, nawet przy ludziach, niby nie wstydze sie swoich uczuc, ale meczy mnie to bycie kilkoma wcieleniami samej siebie. Chcialabym miec jedno oblicze, takie ktore potrafi byc opanowane, ale potrafi postawic na swoic, byc szczesliwa i cieszyc sie zyciem nie robiac w kolko glupich rzeczy powtarzajac tym wciaz te same bledy, ktorych nawet nie racze naprawic. Kolo ciagle sie zatacza. Czuje sie taka samotna, wiedzac, ze nikt inny nie potrafi mi w tym pomoc, musze sie z tym uporac sama, ale nie moge kiedy problem pojawia sie za problemem ciagnac mnie ciagle na dno. Pierwsza milosc i pierwsze zalamie sercowe to cos czego nie zapomne do konca swojego zycia. Bol w srodku, uczucie jakby moje serce rozrywalo sie na milion kawalkow, krzyk, placz i pisk, nieumiejetnosc oddychania, to mnie zabijalo. Odpycham ludzi jak tylko moge bojac sie, ze znowu ktos mnie zrani i dlatego wciaz tkwie w tym sama. Nie potrafie dac sie komukolwiek do mnie zblizyc, NIE POTRAFIE, niewazne jak bardzo chcialabym, zeby tak sie stalo, ta blizna z przeszlosci nie chce do tego dopuścić. Dolaczmy jeszcze do tego przeprowadzke do kraju w ktorym chcialam byc, ale teraz go nienawidze. Brzydze sie tym miejscem, na sama mysl ze musze tu spedzic jeszcze 7 jebanych miesiecy, az chce mi sie rzygac. Ale wiem, zemusze to zrobic, musze to zrobic. A, wspominalam wczesniej ze siebie nienawidze? Coz, w takim razie teraz nienawidze siebie jeszcze bardziej jak pomysle, ze przez to, ze jestem tu gdzie jestem nie moglam byc tam gdzie powinnam byc osiem siedem miesiecy temu. Nie potrafie wybaczyc sobie jednej rzeczy, ze nie moglam pozegnac kogos mi bardzo bliskiego, kto byl dla mnie jedna z najwazniejszych osob w moim pieprzonym zyciu, Kogos kto na mnie krzyczal, ale jednoczesnie to byla tylko oznaka troski o moja zalosna dupe. Kogos z kim zawsze moglam sie posmiac i potrafil poprawic moj humor, niewazne jak czasem nasze stosunki wygladaly. A gdy pomysle, ze jej juz nigdy nie zobacze nie zegnajac sie na zawsze doprowadza mnie szalenstwa. Mysle o nim codziennie wieczorem i nie robie tego dlatego, ze chce, tylko dlatego, ze drecza mnie wyrzuty sumienia. Wiem, ze ta osoba nie wini mnie za to, ze nie moglam tam wtedy byc, ale ja winie sama siebie. Nie potrafie o tym zapomniec, nie moge, nie chce. Nie potrafie byc soba, moja dusza umarla..
środa, 18 lutego 2015
your love
jestem zmęczona ciągłym udawaniem, że jestem szczęśliwa, że cieszę się z życia, kiedy w środku wszystko rozwala się we mnie na cząsteczki. ile można sztucznie się uśmiechać? ile można kłamać. brzydzę się kłamstwem, a sama kłamię. podobno kłamstwo w słusznej sprawie się nie liczy, ale to nie zmienia faktu, że czuję się z tym źle. chciałabym żeby w moim życiu w końcu się coś ułożyło, żebym przestała się bać i nie odpychała od siebie ludzi którzy próbują się do mnie zbliżyć, żebym nie doszukiwała się rzeczy, które odpychają mnie od innych. już dawno mogłam być szczęśliwa, a zmarnowałam tyle szans. próbuję sobie teraz wyobrazić jakby to było, gdyby moje podejmowane decyzje były całkiem inne, na pewno byłoby lepiej. ale czasu nie da się cofnąć, po prostu teraz musze być cierpliwa. nie wiem juz czy jest mi dobrze samej, czy jest mi źle bez kogoś. to takie nurtujące. nie wiem czego tak na prawdę w życiu chcę. czy chcę kochać i być kochana czy chcę kochać i cierpieć, bo tak jest mi wygodniej. może cierpienie jest moim przyjacielem i to lubię, albo po prostu za dużo w życiu przeszłam i po prostu do tego się przyzwyczaiłam i nie chce dopuszczać szczęścia do swojego życia. czasami myślę, że lepiej jest jak jest, może cierpie mniej niż gdybym cierpiała będąc z kimś, tak jak to było kiedyś, może po prostu przez takie sytuacje nie chcę dopuszczać do siebie NIKOGO. boję się kolejny raz być zraniona, ale też boję sie być sama, JAK ŻYĆ?
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Dzisiejszy sen tylko przypomniał mi o tym jak bardzo samotna jestem i jak bardzo kogoś potrzebuję ale za bardzo odpycham ludzi od siebie. Boję się. Jeszcze sama nie wiem czego się boję, może rozczarowania, zranienia - ponownego. Uczucia to nie zabawka, jeżeli się je już gdzieś lokuję, to później z trudno z nimi walczyć, a złamane serce boli bardziej niż jakakolwiek inna złamana część ciała. Sama się o tym przekonałam.
Snił mi się taki przystojny nieznajomy chłopak. Byłam na jakiejś wycieczce albo już sama nie pamiętam w jakim miejscu to było. Spodobał mi się od razu jak tylko go zobaczyłam i wtedy słodko się do mnie uśmiechnął, wymiękłam ale nie dawałam po sobie poznać, udawałam niedostępną. Później to jakoś poszlo, zaprzyjaźniliśmy się, przegadaliśmy długie noce, oczywiscie ukrywając się gdzieś, bo jak to na wycieczkach - dziewczyny z chłopakami nie mogli spotykac sie po nocach a tym bardziej przesiadywac razem w jedym pokoju. No i co potem, zakochalismy się w sobie, od tak. Był uroczy, dbał o mnie, jak nikt inny. Często udawałam smutną,żeby tylko mnie przytulił, lubiłam tkwić w jego objęciach, lubiłam jego zapach, ktory totalnie mnie obezwładnił. Leżeliśmy tak na łóżku razem w tuleni w siebie, kiedy nagle się obudziłam, ale nie miałam odwagi otworzyć oczu, chciałam żeby ten sen dalej trwał, cholernie się bałam, że jak je otworzę to znowu będę samotna i nieszczęśliwa. Oczywiście miałam rację. Dałabym wszystko, żeby poznać w końcu kogos takiego jak poznałam w tym śnie, i żebym w końcu przestała się bać związków.
Snił mi się taki przystojny nieznajomy chłopak. Byłam na jakiejś wycieczce albo już sama nie pamiętam w jakim miejscu to było. Spodobał mi się od razu jak tylko go zobaczyłam i wtedy słodko się do mnie uśmiechnął, wymiękłam ale nie dawałam po sobie poznać, udawałam niedostępną. Później to jakoś poszlo, zaprzyjaźniliśmy się, przegadaliśmy długie noce, oczywiscie ukrywając się gdzieś, bo jak to na wycieczkach - dziewczyny z chłopakami nie mogli spotykac sie po nocach a tym bardziej przesiadywac razem w jedym pokoju. No i co potem, zakochalismy się w sobie, od tak. Był uroczy, dbał o mnie, jak nikt inny. Często udawałam smutną,żeby tylko mnie przytulił, lubiłam tkwić w jego objęciach, lubiłam jego zapach, ktory totalnie mnie obezwładnił. Leżeliśmy tak na łóżku razem w tuleni w siebie, kiedy nagle się obudziłam, ale nie miałam odwagi otworzyć oczu, chciałam żeby ten sen dalej trwał, cholernie się bałam, że jak je otworzę to znowu będę samotna i nieszczęśliwa. Oczywiście miałam rację. Dałabym wszystko, żeby poznać w końcu kogos takiego jak poznałam w tym śnie, i żebym w końcu przestała się bać związków.
środa, 4 czerwca 2014
fuck sake
strasznie dawno mnie tu nie było, w zupełności zapomniałam o tym blogu. ale miałam taką ogromną chęć wyżalenia się komuś, że zapomniałam że zaniedbałam swojego najlepszego przyjaciela-bloga. co prawda,nie udzieli mi rad, nie pomoże, ale najważniejsze - wysłucha. tak wiele się wydarzyło w moim życiu, że już na prawdę nie mam siły. codziennie, od nowa, ta sama gra, uśmiech na twarzy, a tak naprawdę rozrywa mnie na cząstki elementarne w środku. po mimo różnicy wieku, nie mogę o nim zapomnieć, nie potrafię. mimo,że wydaje się, mniej dojrzalszy ode mnie, to ma w sobie coś takiego, co nie pozwala mi o nim zapomnieć. myślę o nim cały czas. myślałam,że jak polecę do Polski na miesiąc to się rozerwę, zapomnę. w zasadzie na początku tak było. nie odczuwałam potrzeby żeby go zobaczyć, albo chociażby napisać i zapytać co u niego. a teraz? teraz chciałabym,żeby był obok. nie musi ze mną rozmawiać, wystarczy mi jego towarzystwo, to że jak od dłuższego czasu mnie olewa, robił to dalej ale był w moim towarzystwie. żałuję tylko, że z początku nie dałam mu dotrzeć do siebie, tylko starałam się oddalać, ale im bardziej się oddalałam to po czasie zbyt szybko zaczęło mnie do niego przyciągać, własnie w tym momencie kiedy było już za późno. jestem idiotką, nie potrafię skorzystać z tego co mi dają. wybrzydzam, a później cierpię. w sobote byłam na urodzinach koleżanki, za dużo wypiłam, a sytuacje które się wydarzyły nigdy nie powinny dojść, bo teraz cierpię. może nie byłam do końca świadoma tego co robię, ale to już świadczy o tym, że nie powinnam pić. ale piję, bo tylko wtedy przy nim mogę być sobą, dlaczego tylko przy nim? bo od czasu gdy wiele między nami się wydarzyło, i wynikły jakieś nieporozumienia, wiele się zmieniło. nie potrafię się otworzyć w jego towarzystwie tak jak kiedyś, coś mnie hamuję, i mimo, że chcę się odezwać, to nie mogę wydobyć z siebie słowa. to boli.. może i mi zależy, ale staram się tego nie pokazywać, nie chcę żeby jeszcze bardziej się ode mnie oddalił. i tak wystarczająco daleko od siebie jesteśmy, chociaż czasem dzieli nas tylko krok. boże, uwielbiam jego zapach, czuję go nawet teraz.. zwariowałam? chyba tak, pomocy. nie chce znowu cierpieć.
wtorek, 4 lutego 2014
leave the past behind just walk away when it's over and my heart breaks and the cracks begin to show
podobno czas goi rany, dlaczego moje wciąż się powiększają mimo upływu tak długiego czasu? podobno mówią,że czasami tęskni się za wspomnieniami a nie za osobami? dlaczego ja więc tęsknię za osobą a nie za wspomnieniami? mówią,żyj chwilą, i mimo że sama próbuję wpoić to ludziom, sama tego nie potrafię zrobić. wciąż rozdrapuję stare rany, wolę pomóc innym, żeby każdy człowiek na ziemi był szczęśliwy, gdyby była taka opcja wzięłabym cierpienie każdego człowieka na siebie, nawet gdyby mnie to zabiło.. wyglądam na osobę która wygląda na szczęśliwą, ale w głębi duszy płaczę każdego dnia, potrafie się uśmiechać nawet przez łzy, może jestem dobrą aktorką a może po prostu nie chcę żeby ludzie z mojego powodu się zasmucali. zazwyczaj gdy ktoś płacze, ja płaczę razem z nim, gdy ktoś się smuci robię dokladnie to samo, problem innych jest także moim problemem, dlatego czasem nie potrafię komuś pomóc, to takie smutne, kiedy nie potrafisz pocieszyć drugiego człowieka i pozostaje Ci tylko płakać razem z nim.
gdy pojawiłeś się znowu w moim życiu, po tak długim czasie, myślałam,że sobie z tym poradzę, przecież minął ponad rok, zapomniałam, PODOBNO, dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że jednak się mylę, że tęsknię, że chciałabym Cie z powrotem, mimo, że na komputerze wciąż miałam zapisany folder z nazwą 'SENTYMENT' nie odważyłam się go skasować, a nawet w niego wejść.. nie potrafiłam od tak skasować tego co nas kiedyś łączyło, to tak jakby chciało się skasować uczucia, a jednak i tak gdzieś w głębi duszy kryje się ta mała cząstka, która zostanie zapamiętana na wieki.
WHEN YOU SAY YOU LOVE ME KNOW I LOVE YOU MORE.. I ADORE YOU.
gdy pojawiłeś się znowu w moim życiu, po tak długim czasie, myślałam,że sobie z tym poradzę, przecież minął ponad rok, zapomniałam, PODOBNO, dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że jednak się mylę, że tęsknię, że chciałabym Cie z powrotem, mimo, że na komputerze wciąż miałam zapisany folder z nazwą 'SENTYMENT' nie odważyłam się go skasować, a nawet w niego wejść.. nie potrafiłam od tak skasować tego co nas kiedyś łączyło, to tak jakby chciało się skasować uczucia, a jednak i tak gdzieś w głębi duszy kryje się ta mała cząstka, która zostanie zapamiętana na wieki.
WHEN YOU SAY YOU LOVE ME KNOW I LOVE YOU MORE.. I ADORE YOU.
sobota, 25 maja 2013
To wszystko jest ponad moje siły. Przed dwa głupie lata nie mogłam zapomnieć o tym co było, aż nagle zjawił się on, i zerwanie z przeszłością była najłatwiejszą rzeczą w moim życiu. Nie tęsknie już za starymi czasami, nie wracam do nich wspomnieniami, zdecydowałam że to definitywny koniec, zerwałam wszystkie swoje kontakty, i jest mi z tym lżej. Może kiedyś będę tego żałować, ale póki co jestem szczęśliwa. Ale w sumie co z tego, jak to szczęście nie jest takie jakie bym chciała.. wiem,że na początku miałam gdzieś co ludzie czują, teraz wiem jak się czuli kiedy ich olewałam. Ale czy na prawdę będe mogła sobie kiedys ułoży życie? Chcę być w koncu szczesliwa, wychodzic gdzies, a tymczasem siedze w domu w piękną pogodę i placz ę do poduszki, prawie cały dzień, w nocy nie śpię, a później czuję się fatalnie. Wracam do wspomnien, ale nie tych odległych z których właśnie 'wyrosłam' tylko tych bliższych, te co jeszcze nie dawno były wspaniałe, myślałam,że to się nie zmieni, że ja się do niego przekonam szybciej niż bym tego chciała, ale niestety kiedy to już się stało, jak zawsze, ku*wa musiało się coś zmienić. przyleciałam do Anglii,żeby uwolnić się od złego towarzystwa i zapomnieć, a tymczasem mam ochotę tam wrócić,żeby zapomnieć o tym co spotkało mnie tutaj. Czasami się zastanawiam, jak można kochać kogoś kogo w ogóle się nie zna, ale jak widać można. To co mnie kiedyś odrzucało w facetach, u niego mnie jeszcze bardziej przyciąga, nie przeszkadzają mi jego wady, jego zachowanie, nic mi w nim nie przeszkadza, dla mnie jest ideałem ideałów, chyba w życiu nie poznałam równie fajnego chłopaka, no i zarazem dupka. ale prawda jest taka,że kocham tego dupka, i mimo że przez te glupie 3 miesiące próbowałam zapomnieć o tym co było, to to mi się nie udaję, nie ma takiego dnia,żebym o tym nie myślałam, nawet nie potrafię go znienawidzić. najśmieszniejsze jest to,że nawet nie wiem co się zmieniło, i dlaczego tak szybko. na prawdę jestem aż taka zła, albo taka nudna? całą noc czytałam nasze archiwum i czułam się, jakbym była w tych chwilach, jakby znowu było tak samo.. nie umiem opisać tego słowami, to wszystko odbiera mi chęci do życia, może na zewnątrz wyglądam a szczęśliwą, ale to pozory, w środku placzę, cały czas.. co ja mam zrobić? tak bardzo mnie to wszystko rozrywa od środka. POMOCY..
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
i'm lost
To już jest jakiś paradoks. Jestem rozdarta miedzy 3 chłopaków, nie no, w sumie to można powiedzieć, że dwóch, bo mój były odchodzi powoli w odstawkę. Może to dobrze, nie byliśmy stworzeni dla siebie, od początku nam się nie układało, rozchodziliśmy się i schodziliśmy z powrotem, i tak w kółko co jakieś 2 miesiące, przez okres 2 lat. Ciesze się,że się nie odzywa, że go nie ma, że nie pisze, tak jest lepiej. Chociaż z drugiej strony go potrzebuje, bo zawsze był moim oparciem, mimo że układało się jak się układało, ale on jako jedyny mnie rozumiał i potrafił do mnie dotrzec jak nikt inny. Nie wiem czy pisałam, czy nie, nie chce mi się czytać ostatniej notki, ale z pewnością pisałam o chłopaku, który w sumie z początku nie wzbudzał we mnie takiego zainteresowania jak teraz, ale co z tego, wydawało się,że wcześniej mu zależało, ale mi najwidoczniej nie aż tak bardzo jakbym chciała, chociaż mi się podobał, a teraz jest na odwrót, cóż za nie typowa sytuacja, ale zawsze tak jest, dopóki się kimś nie zainteresujesz to będzie za Tobą latał, wszystko zmieniło się z niem kiedy dotarło do mnie że mi zależy, ale widocznie było już za późno. Nie mogę nic robić bo przedziera się przez moje myśli, gdziekolwiek bym nie byla i cokolwiek bym nie robiła. To boli kiedy ktoś najpierw mówi Ci miłe słowa, pisze do Ciebie codziennie, spotyka się z Tobą, teraz Cię olewa. Najlepsze jest to,że chodzimy razem do szkoły. Czasami mam ochotę wrócić do Polski. Przyjachałam tutaj,żeby zapomnieć, zacząc coś nowego, ogarnąc się, a jest jeszcze gorzej. Nie wiem co mam robić, na dodatek wczoraj przypadkowo spotkałam się z kolegą z którym kiedyś się spotykałam,ale mnie olał (takie mam widocznie szczęscie do facetów,albo to ze mną jest nie tak, może jest zbyt nudna) no i okazało się,że wciąż mam do niego jakąs słabość mimo,że nienawidzę go za to,że kiedy było dobrze, z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać a teraz udaje ze sie nic nie stało. Nie jestem zabawką, mam uczucia, chce taka samo kochać jak i być kochana. a teraz zostałam porzucona na pastwę losu. ze zbędnymi uczuciami, i bólem który rozrywa wciąz moją klatkę piersiową. mam dosyć, tak się jeszcze nigdy nie czułam. jestem zakochana bez wzajemności, a najgorsze jest pozbycie się tego uczucia chodzą z kimś do klasy i widując go co prawa 3 dni w tygodniu, ale jednak te 3 dni nie dają mi o nim zapomnieć. Nawet jak pojechałam na święta do Polski, to jedyną myślą w głowie był on, co teraz robi, z kim jest, albo czy może się z kimś spotyka, to było okropne, tak samo kiedy byłam na baletach z kolegami, niby było okej, bansowałam se, prawda i wydawało się że jest okej, kiedy nie wiem ską, nie wiem w którym momencie zaczęłam o nim myśleć. zjebałam sobie zabawe i poszłam do domu, zatem mam takie cuowne życie że to poezja. ale no nic, trzeba się cieszyć pogodą która jak to w Anglii bywa jest nieziemska, bo w Anglii 17 stopni to już lato, ale w koncu moglam wyjąc swoje krótkie spodenki :D idę ćwiczyć, obiecałam sobie do czerwca zgubić kilka kilogramów, i mam motywację wiec licze że się uda.
sobota, 23 lutego 2013
minęło już trochę czasu, a ja z każdym dniem jestem w coraz większej dupie, za przeproszeniem. jestem pomiędzy młotem a kowadłem. z jednej strony moja pierwsza miłość chce zacząć wszystko od nowa, sądząc, że mnie kocha.. okej, niby fajnie jest to usłyszeć po tak dużym czasie, wiedząc że to była moja największa miłość. nie wiem dlaczego powiedziałam,że też go kocham, chociaż nawet tego nie czuję. może bałam się,że jak powiem,że ja go nie, to odejdzie, a przecież wprowadził w moje życie tyle dobrego, że bałam się że zerwie ze mna wszelkie kontakty, a tego bym nie zniosła. co z tego,że chce przyjechac tutaj do mnie jak skonczy szkole i zaczac wszystko od nowa, skoro ja tego nie chce? a przynajmniej tak mi sie wydaje. chciałabym go dalej kochać bo ułatwiło by mi to wszystko, ale niestety, nie potrafię nawet o nim myśleć, bo przez moje myśli przedziera się ktoś inny, a co dopiero żeby go kochać. to wszystko jest na tyle skomplikowane,że już sama nie wiem co mam robić, cokolwiek bym nie zrobiła, będę tego żałowała, a nie chcę cierpieć podwójnie. boże,pomóż mi to przetrwać. boli mnie serce, każda część mnie się rozpada, jestem wrakiem człowieka, czasami chciałabym żeby ludzie zauważyli jak bardzo to wszystko mnie przerasta, ale jestem chyba zbyt dobrą aktorką, potrafię się uśmiechać nawet gdy pęka mi serce. MAM DOŚĆ. nothing lasts forever. muszę jakoś poradzić sobie z tym sama, i określić się czego chcę.
poniedziałek, 11 lutego 2013
hehehehe
nie daję sobie rady, to uczucie mnie niszczy, wyżera od środka. jak tak dalej pójdzie to nie wyrobię. brakuję mi go, i to strasznie, każda minuta bez znaku życia mnie osłabia, czuję że spadam w dół.. tak bardzo chciałabym żeby był obok, ale za marzenia nie karają, 4 noc bez snu, dzień bez zjedzenia, straciłam 2 kg na wadze w ciągu 5 dni<ok>
niedziela, 10 lutego 2013
he's broken my heart
wszystko się zmienia, chciałabym żeby było jak dawniej, żeby pisał do mnie, nawet jeżeli nie odpisuje 5 minut, żeby czepiał się mnie,że nie chce z nim rozmawiać, że ie chce mieć z nim nic wspólnego. tylko że to nie było tak.boli mnie to, że role się odwróciły, a mi zaczęło zależeć, szkoda że pokazałam to zbyt późno, chyba za późno, mam wrażenie, że on przestał się interesować moją osobą, nie wiem czy to przez to,że tak długi czas go zlewałam bo bałam się cokolwiek poczuć, czy dlatego, że poznał mnie bardziej i wie o mnie już wszystko, co tylko możliwe, i to go odstraszyło. straszniejszy jest fakt, że ja.. chyba go pokochałam. dlaczego chyba? bo nie wiem czy to zwykłe uczucie, które może mi minie, czy to już miłość. niby mówią,że nie da się zakochać tak szybko, trzeba kogoś dobrze poznać, ale wydaje mi się, że znam go już a tyle, że mogłabym go obdarzyć mocnym uczuciem. nie wiem co mam o tym myśleć, wiem jedno, nie mogę przestać o nim myśleć. to jest silniejsze ode mnie, o czymkolwiek bym nie pomyślała, jego osoba przedziera się przez wszystko inne, i pochłania powoli mój mózg. ja wariuję, każda część mnie wariuję, chcę mi się płakać, i to solidnie, ale ie zrobię tego, bo wiem, że po wszystkim co się wydarzyło w moim życiu, mam siłę by walczyć, walczyć o to, by nie uronić żadnej łzy i nie pokazać swojej słabości.życie mnie za wiele nauczyło, i za wiele pokazało, żeby teraz płakać, przecież człowiek uczy się na błędach, prawda? chociaż jeszcze 3 miesiące temu nie przypuszczałam, że będę w stanie z dnia na dzień przestać kochać kogoś, a a drugi dzień pokochać kogoś innego. to wszystko jest jakieś chore, i niemoralne. to wszystko dzieje się tak szybko, że nie nadążam nad własnymi myślami, za biciem mojego serca, za samą mną. raz czegoś chcę, a zaraz się rozmyślam, chyba nie jestem normalna.. lubię jego towarzystwo, co ja mówię, uwielbiam jego towarzystwo, zawsze gdy jest obok mnie mam ochotę się do niego przytulić, i mimo, że wielokrotnie zwracał mi uwagę a to dlaczego tego nie robię, ja powtarzam, że nie wypada, a tak na prawdę coś mnie chamuje, nie pozwala mi tego zrobić, ze świadomością tego, że jeżeli będę tak robiła, to zadłużę się jeszcze bardziej, a przecież już wystarczająco cierpię. jego zapach przedostaję się moje nozdrza i nieustannie kieruję się w stronę serca, nawet gdy nie ma go gdzieś w pobliżu, czuję jego zapach, tak jakbym zapamiętała go, jak jakąś piosenkę, której mimo mojego gustu, siedzi non stop w mojej głowie, eeeeeeeeersz. co ty ze mną robisz? czasami chciałabym Ci powiedzieć co tak na prawdę czuję, co myślę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić, bo co jeżeli odrzucisz to wszystko? moje serce złamie się na cząstki elementarne i odbierze mi wszystko, wiem, że sam fakt, że jesteś, że ze mną rozmawiasz, wiele dla mnie znaczy. boże, ratuj mnie. dopiero co wyleczyłam się z jednej miłości, nie chcę cierpieć z powodu drugiej, broń boże - nieodwzajemnionej, a przecież na pewno tak jest, inaczej nie traktowałby mnie tak jak robi to w tej chwili. to boli, rozrywa mnie, łamie wszystkie moje wnętrzności, sprawia, że powoli znikam, jakbym zaraz miała przestać istnieć, i mimo, że dalej mam ochotę wybuchnąć płaczem jak małe dziecko, nie zrobię tego, wciąż wiem, że muszę ze sobą walczyć, ze swoim bólem i cierpieniem.
niedziela, 30 grudnia 2012
what's going on?
czasami trudno doszukać w sobie jakieś uczucia. mam beznadziejnie mieszane uczucia. możliwe,że mi zależy ale nawet sama tego nie wiem. nie wiem czy cokolwiek wiem. wiem,że tęsknię, ale nie wiem czy tęsknota ma coś wspólnego z zależnością. a może tylko tęsknię,ale wcale mi nie zależy? może zależy mi tylko na jego towarzystwie,ale na niczym więcej? a może po prostu chcę tylko,żeby był, bo czuję się przy nim dobrze.. nawet ja sama nie potrafię tego stwierdzić, mimo, że to moje uczucia i ja powinnam wiedzieć czego chcę, tylko problem jest w tym,że nie wiem. to taki paradoks. a co jeżeli sobie coś tylko wmawiam? mam taką ochotę do niego zadzwonić, ale nie mogę tego zrobić, chociażby z tego powodu, że chcę pokazać,że nie będzie ze mną łatwo,że nie jestem do złamania, i nie będę robiła tego czego on chcę, a może po prostu dlatego,że nie mam ochoty z nim rozmawiać? dlaczego kobiety są tak niezdecydowane? ciągle patrzę tylko na ten telefon i zastanawiam się czy to zrobić, czy zadzwonić, albo chociaż żeby napisac tego pieprzonego sms-a. chcę mi się płakać, też nie wiem dlaczego. nie wiem czy spowodowane jest to tym,że mam wahania nastroju bo akurat teraz przechodze comiesięczną kobiecą,że tak to ujmę 'fazę' czy może dlatego,że po prostu czuję,że musze się wyplakać. najgorsze jest to,że nawet nie wiem z kim o tym porozmawiac, i co chciałabym powiedzieć. nie oczekuję pomocy, umiem sobie radzić, chciałabym, żeby po prostu ktoś mnie najzwyczajniej wysłuchał. jeszcze 2 miesiące temu byłam zakochana bez opamiętania, i myślałam że już nigdy nie pozbęde się tego uczucia, wystarczyło tylko to,że na mojej drodze pojawił się ktoś nowy, może nie rozmawiamy ze sobą jakoś specjalnie długo, dla mnie liczy się fakt,że jest i nieważne czy milczymy,czy się kłócimy, czy może wydawać się,że jestem o coś zła,ale w głębi duszy skaczę z radości,że siedzi obok mnie, a gdy tylko mnie dotyka czuję się jak w siódmym niebie,może to głupie,ale.. chyba pójdę już spać, za dużo myślę, nie mogę, bo mnie to jeszcze bardziej dołuje.
piątek, 28 grudnia 2012
hehe
zbliża się nowy rok,a więc trzeba zacząć coś od nowa, przekreślić kilka spraw i zacząć jakoś żyć, nie patrzeć w tył. chociaż wiem,że to nie będzie trudne i wiem,że obiecywałam sobie to co rok, mam nadzieję,że tym razem mi się uda, wierzę w to głęboko chociaż nadzieja matką głupich jest. co tam,mogę i być głupia, najważniejsze jest to aby być i czuć się szczęśliwym.. w sumie pomału odczuwam to szczęście, dzięki jednemu panu, przy którym czuję się dobrze, a przede wszystkim bezpiecznie. dziwne uczucie, nie znamy się zbyt długo, ale cos w nim jest, i chociaż boję się trochę się tego doświadczyć, to i tak chcę podjąć się ryzyka. boję się zostawić za sobą przeszłość, bo wiem ile było w nim radości, nieważne jest to,że było w tym więcej cierpienie, przecież w życiu powinno pamiętac się tylko te dobre rzeczy,prawda? na prawdę się staram by było okej, ale to mnie czasami przerasta,aż za bardzo. ale ile można się mazac i rozpaczać nad sobą? jedyną rzeczą w która sobie lubie i podziwiam jest to,że potrafie ukryć nawet najgorszy przedzierający mnie ból, może to nie czyni ze mnie 'dobrej aktorki' tylko ochrania mnie prze współczującymi ludźmi, nie lubie gdy ktoś mówi mi,że 'będzie dobrze' skoro dobrze wie,że tak nie będzie. skąd ktoś może wiedzieć jak ja się czuję? to według mnie nienormalne. oczywiście bywaly momenty,że nie potrafiłam wytrzymać i pokazywałam swój ból.. przeważnie wole rozpaczac sobie w samotności, może to źle z mojej stronie,ale tak jest lepiej, polubiłam cierpienie, jakoś przez ost 1,5 roku cierpienie było moim przyjacielem. 2013 roku, proszę bądź wspaniały,wiele nie wymagam.
niedziela, 30 września 2012
love suck
Nie mam siły już na nic. Wszystko skończone, zostałam sama. Wiem,że już nigdy nikomu nie zaufam,dlatego chyba zostanę stara panną z kotem. Faceci to chuje, i ta teoria się nie zmieni. Nieważne czy powie, że on taki nie jest, każdy facet kłamie. Przez pierwsze dni moje serce miało chyba wszystko gdzieś, może nie było do końca oswojone z faktem,że to już koniec albo po prostu miało nadzieję, że jego druga połówka jeszcze wróci. Ale po tak długim czasie zaczeło tęsknić, a skoro tęskni to i cierpi, ten ból doprowadza mnie do płaczu. Nie mogę jeść, nie mogę spać, a ja już zasnę to mam dziwne sny, nie mogę normalnie funkcjonować, myślałam, że to wszystko jest jakoś łatwiejsze, ale chyba bardzo się myliłam. Miałam okazję być z kimś innym, ale nie potrafię, boję się związków, boję się miłości, i tak wystarczająco już swoje wycierpiałam. Teraz czas się bawić, wyszaleć. Dobra może brakuję mi tego by ktoś mnie przytulił, pocieszył, był jak tego potrzebuje i wspierał, ale nie chcę robić tego na chama, skoro ani ja ani moje serce razem tego nie chcemy. Mam nadzieję, że jeszcze trochę i wszystko wróci do normy. Być może jestem głupia, ale żeby normalnie żyć przeprowadziłam się do matki. Inny kraj, inny język, inne otoczenia, inna szkoła, to wszystko w sumie sprawia, że nie myślę o problemach, ale z drugiej strony się stresuję. Co prawda mam tu wiele przyjaciół którzy mnie rozumieją i ich początki wyglądały tak samo. Każdy musi to jakoś przejść, nieważne jak ciężko będzie. Przez miłość stałam się silniejsza na wszystko. Przestałam się bać moich lęków, jestem silna i nie jestem już tak wrażliwa, potrafię trzymać ból w sobie i udawać, że wszystko jest w porządku. Jednak ludzie mają rację, wygląd nie ma nic do tego co masz w środku. Na zewnątrz możesz być szczęśliwy, uśmiechnięty, ale to tylko pozory, w środku zaś placzesz, cierpisz, krwawisz, to taki paradoks. Wszystko się zmienia,to nie świat się zmienia to tylko ludzie się zmieniają. Jak można być takim bezuczuciowym? Nie mam jakoś weny,ani siły, sama nawet nie wiem co piszę, jestem roztrzęsiona, wolałabym nie istniec a tymczasem pozostaje mi tylko cierpieć na tym bezdusznym świecie.
środa, 15 lutego 2012
jebać
heh, wiele się wydarzyło a dawno tu mnie nie było. zacznijmy od tego,że zaczęłam znowu z nim być i do tego czasu już nie być, chujowo, wiem. ale kocham go, nie umiem być jego przyjaciółką, tak bardzo bym chciała,ale nie potrafie, tym bardziej nie chce go stracić, ten jebany tydzień był dla mnie taki ciężki,nie umiałam się pozbierać, a wczoraj? wczoraj były walentynki, od dwóch tygodnii planowałam to spotkanie, wyobrażałam sobie jak będzie i wyglądało, i co? NIC,kurwa. od 11 czekałam jak głupia, by tylko zadzwonił,że już wyjeżdża, specjalnie nie poszłam do szkoły, i czekałam o 13 aż tylko przyjedzie, z każdą zbliżająca sie godziną czułam takie szczęście,chociaż wiedziałam,że to by było zbyt piękne aby było prawdziwe. gdy już było po 16,załamałam się totalnie, dzwoniłam do niego dokładnie 26 razy,ale telefon wciąż był wyłączony. byłam tylko z Kamilą u lekarza, siedziałam w tej poczekalni, a łzy same cisnęły mi się do oczu, kiedy tylko zadzwonił telefon, podskoczyłam,ale gdy zobaczyłam tylko,że to CZARNA dzwoni,znowu się załamałam. obok mnie siedziała jakaś pani z dzieckiem, dała mu lizaka w kształcie serca. chłopczyk miał może z 3 latka, i chodził do żłobka. zapytała go, od kogo dostał tego lizaka, i powiedziała,że pewnie od Martynki, on powiedział,że nie, gdy ona powiedziała coś w stylu, A MOŻE TY JEJ NIE KOCHASZ? już totalnie nie wytrzymałam,chciałam stamtąd iść, miałam dosyć, moje oczy były tak spuchnięte i czerwone, a ból rozdzierał mnie od środka, ludzie wokół mówili tylko o miłości, chciałam uciec, jak najdalej. po powrocie do domu padłam tylko na łóżko, i zaczęłam ryczeć, moje ręce były całe od rozmazanego tuszu, było mi nie dobrze, i bolała mnie głowa, nikt nie wiedział co sie ze mną dzieje, nawet mój ojciec. zadzwoniłam tylko do matki, by weszła na skejpa, byłam cała zapłakana. gdy juz sie połączyłyśmy zapytała od razu co sie stało, bo własnie szorowała dywany i się wystraszyła, powiedziałam jej o co chodzi i przeprosiłam,że ją oderwałam od sprzatania. pomogła mi troche, gdy sie uspokoiłam, przyszedł tato i na nowo zaczął ten temat, znow nie wytrzymałam, wybuchłam płaczem, nie dawałam rady, ból przedzierał każdą cząstkę mnie. później się dowiedziałam,że Ty tak na prawdę wyjechałeś do mnie. i może rzeczywiście miałeś zepsuty telefon,albo nie trafiłeś,nie wiem. cokolwiek się stało,martwię się o Ciebie,nie daje sobie rady, gdy tylko patrze na Twoje zdjecia, albo o Tobie pomysle, od razu uruchamia mi sie płacz, własciwie cały czas płacze,bo cały czas o Tobie myśle, gdzie jesteś? potrzebuję Cię.
środa, 28 grudnia 2011
new beginning
no, jeszcze 3 dni do końca naszego najgorszego w życiu roku 2011. ale 2012 to nowy początek, czegoś pięknego. skończe swoje 17 lat, a ten rok do mojej 18 minie już wyjątkowo szybko. zamierzam chlać, ćpać, jarać, palić, uciekać z domu, nie wiem, zamierzam robić wszystko, żeby znowu się nie męczyć, nie chcę cierpieć, chcę w końcu żyć normalnie, a ten rok nie dał mi do tego możliwości. chcę, żeby było tak jak dawniej. a tak przy okazji, można kochac jednego dnia a drugiego już nie? mam takie dziwne uczucie, jeszcze 'wczoraj' kochałam osobę, za która mogłabym zabić, sama sobie coś zrobić, cokolwiek, a dzisiaj nie czuję nic, jakby nie posiadała już uczuć, może to dobry znak? oby, od dziś już tylko dobre rzeczy będa dziać się w moim życiu:D tyryryryryyr, mam okropny kaszel i katar;C a sylwester tuż, tuż! kurwa, trzeba się jakoś pozbierać : >
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)