piątek, 29 kwietnia 2011

      Życie czasami zaskakuje. Może nie czasami, a przeważnie. Nigdy nie wiemy co zdarzy się jutro, albo za chwilę, mamy tylko pewność tego co już było, ale nigdy nie mamy pewności co nadejdzie. Większość nas, planuje "jutro", a tak wiele osób jest go pozbawionego. W każdej sekundzie dochodzi do przykrych wydarzeń. I chociaż życie wydaje się niesprawiedliwe, to warto jest wykorzystać każdy dzień, nawet jeżeli nasza świeczka miałaby zaraz zgasnąć. Siedzę w domu od 4 dni z powodu przeziębienia, dlatego miałam okazję by trochę porozmyślać nad własnym życiem. Może i zostałam pozbawiona marzeń, bo każde moje głośne myślenie kończyło się tekstem " dziecko, Ty wierzysz w cuda? ". Jeżeli mam być szczera, to tak, wierzę w cuda. Ponieważ tylko wiara czyni, że spełnia się to czego zawsze pragnęliśmy. Marzenia tak naprawdę się nie spełniają, bo inaczej nie byłyby marzeniami, ale wiara.. wiara zawsze uczyni, że nasze "rozmysły" bo nie wiem jak można to inaczej nazwać, na pewno się spełnią. Zawsze pragnęłam pojechać do stanów, to było moje największe marzenie, teraz wszystko wygląda całkiem inaczej. Kiedyś to było moje marzenie #1, teraz przesunęło się na miejsce drugie bowiem jest coś o wiele ważniejszego, co zasługuje na honorowe miejsce.
   Nie miałam łatwego dzieciństwa, mimo, że moi rodzice nigdy nie pili ani nic z tych rzeczy, ale mój dziadek.. on zawsze był agresywny i wcale nie musiał dużo wypić, żeby do tego doszło. Nie chodzi tu o bicie, a raczej o jego ciętą ripostę, umiał powalić człowieka. Co prawda, nie krzyczał na mnie nigdy, no może tylko wtedy gdy rzeczywiście sobie zasłużyłam, ale zawsze był dla mnie kochany i byłam chyba jedyną osobą która zasługiwała na coś z jego strony. No cóż, chodzi o to, że wiele w życiu się już naoglądałam i przez to jestem taka jaka nie powinnam być. Charakterek mamusiu i dziadziusia, cóż za fascynujące połączenie. Najgorsze jest to, że ilekroć bym próbowała to nie umiem tego zmienić, a dzięki temu dochodzi do niepotrzebnych sporów między mną a moimi najbliższymi. Boli mnie to, bo nie umiem nad tym zapanować, ale staram się.. staram się jak tylko mogę by jakoś zahamować. Szkoda, że po prostu większość nie rozumie tego, że inaczej nie potrafię, przepraszam, jestem przykładem na to, że NIKT nie jest idealny, nawet jeżeli bardzo byśmy tylko chcieli albo uważali, ale każdy ma jakieś wady. Jutro już sobota a ja nie mam pewności czy będę mogła wyjść, w niedziele rozpoczyna się majówka, a ja bardzo chcę spędzić je na dniach miasta. Móc najebać się jak jakaś szmata. Nie po to by potem dostać miano dziwki bądź jakieś innej, po prostu raz w życiu chciałabym się dobrze zabawić, nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje. Iść na najstraszniejszą karuzele i pokonać swoje lenki. Zacząć nowe życie. Jutro zamierzam iśc do fryzjera, zrobić cos z włosami. Potem pojadę no mojej mamy, która przyjeżdża za tydzień do Polski. i pójść z nią na zakupy. Chce się zmienić, zewnętrznie jak i wewnętrznie. Chcę być sobą, a chyba na razie udaję kogoś innego z powodu mojej pseudo-przyjaciółki, która i tak ma mnie w dupie. Ludzie są fałszywi, ale wyjebka. Jeszcze tylko miesiąc, potem wakacje a po nich nowa szkoła, nowe otoczenie, nowi znajomi, do tego wyprowadzka i zostawienie wszystkiego co mi bliskie. Mimo, że będę musiała zostawić znajomych i rodzinę, ciesze się z tego, bo w końcu będe mogła zacząć od zera, ale oczywiście będę przyjeżdżać jak tylko często się da. Co będzie to będzie, nie będę planować jutra ze względu, na prawdopodobieństwo jego nie nadejścia. A teraz idę coś oglądnąć, zrelaksować się i nie myśleć o niczym.

środa, 20 kwietnia 2011

don't forget.

Ostatnio moje całe życie niemal legło w gruzach. Mianowicie, wszystko potoczyło się z mojej winy. Pamiętam tylko nie przespaną noc i ten nie pokój, który zaprzątał moją głowę. Gdy w końcu udało mi się zasnąć, nagle rozległ się dźwięk budzika. - szlag. - pomyślałam, bo spałam ledwie dwie godziny, a musiałam wstać i przyszykować się do szkoły. Gdy wreszcie jakoś udało wygramolić mi się z łóżka, udałam się do łazienki by trochę się ogarnąć. Spojrzałam w lustro i widziałam tylko smutny wyraz twarzy, a także spuchnięte oczy od płaczu. Bałam się na siebie patrzeć, bo nigdy nie widziałam siebie aż tak przybitej. Łzy same próbowały mi się cisnąć do oczu, ale z trudem udało mi się je pohamować. Zjadłam śniadanie, wyszłam z domu i udałam się w kierunku przystanku, gdzie jak zwykle czekała na mnie koleżanka. Jak każdego ranka przed szkołą, szłyśmy na "kamień" aby sobie zapalić. Nie miałam siły, by wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem. Ona tylko patrzyła na mnie i ciągle wypytywała czy coś się stało, gdy wręcz zapewniałam ją że jest w porządku. - Właśnie widzę. - odparła i przytuliła mnie z całej siły. W dalszym milczeniu usiadłyśmy, na "kamieniu". Wyciągnęłam z paczki papierosa, następnie go zapalając. Zaciągnęłam się raz, drugi, trzeci. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zmieniłam tapetę na zdjęcie mojej kuzynki. Gdy już łzy przestały mi lecieć,  znowu przypomniałam sobie fragment minionego dnia ponownie wybuchają płaczem. - Nie jesteśmy już razem. - w końcu wydobyłam z siebie głos a następnie rzuciłam telefonem w drzewo z naprzeciwka. - Co?! Dlaczego? - spytała koleżanka. - Masz chusteczkę? - wolałam raczej nie odpowiadać na to pytanie, ale kiedy wzięłam od Niej chusteczkę i wytarłam nią łzy, w końcu wydukałam. - Bo jestem pojebana? - Inaczej tego ująć nie mogłam, to była własnie prawda. Już o nic nie pytała, widziała, że nie mam siły by móc dalej kontynuować ten dialog. Zebrałyśmy się i miałyśmy już iść do szkoły, kiedy przypomniało mi się, że mój telefon w dalszym ciągu leży obok drzewa w które nim rzuciłam. Obok leżała bateria a obudowa znajdowała się nie co dalej. Poskładałam telefon  jedną całość, a kiedy go włączyłam, gałki oczne o mało co nie wyleciały mi z oczu. Jeszcze za nim zdecydowałam się nim rzucił, zmieniłam tapetę na zdjęcie mojej kuzynki, której teraz tak mi strasznie brakowało, a w zamian za to ponownie miałam ustawione Jego zdjęcie. - niemożliwe. - pomyślałam, ale po chwili namysłu doszłam do wniosku, że zapomniałam, że w moim telefonie znajduję się funkcja 'shake' i nawet najmniejszy ruch telefonem powodował zmianę tapety lub piosenki, jeżeli leciała takowa w tle i najwidoczniej w czasie lotu musiała mi się przemienić, no cóż. Gdy tylko dotarłyśmy pod gabinet, wszyscy od razu zwrócili się do mnie. - Co Ty taka nie wyspana? - Położyłam się dość późno spać. - nic już nie odpowiedzieli, uwierzyli w tak perfidne kłamstwo, a moje oczy aż święciły się dowodząc, że kłamię. Ale nie miałam ochoty na spowiedź. Resztę dnia jakoś przebolałam, ale udało mi się już bez napadu płaczu albo jakichkolwiek tego typu rzeczy, nawet zostałam na wszystkich lekcjach, gdyż nie miałam żadnej energii by zwiać, po mimo że mój dom znajduje się dość blisko szkoły, a ja miałam ochotę jebnąc na łóżko i przenieść się w krainę marzeń. Tylko tyle pamiętam z tego dnia, wszystko dokładnie i szczegółowo, chociaż jakoś mnie to bardzo nie zadowala. Na szczęście dziś już jest lepiej, nie zerwaliśmy. To była taka chwila mojej własnej słabości i wyolbrzymienia, że to już koniec. Może i są momenty w których dochodzi do drobnych kłótni, ale jak to ktoś ki zawsze powtarza " czasami trzeba się pokłócić, by móc nauczyć się błędach, dzięki kłótni dowodzimy, że zależy nam na sobie ". Może i jest w tym odrobinę prawdy, ale nie zawsze kłótnia jest dla nas czymś dobry gdzie wnioskujemy gdzie popełniliśmy błąd. Mimo wszystko staram wierzyć się w lepsze jutro. Daję radę, a jak narazie nieźle mi się powodzi. Coraz więcej się uśmiecham i mam nadzieję, że takich dni będzie więcej, bo to wszystko dzięki jedynej osobie, która jest dla mnie najważniejszą osobą na całym świecie.